Suma Wszystkich Smaków

21 października 2012

NALEŚNIKI Z ŁOSOSIEM...

...z dodatkiem pysznego, cytrynowo-ziołowego twarożku.



Powroty są trudne, ale wreszcie jestem!
Ostatnio mało czasu mam na gotowanie, szukam coraz to prostszych przepisów, prostych ale smacznych i wizualnie pociągających!
Dzisiaj jeden z nich.

Ciasto na naleśniki przygotowuję wg przepisu, który już kiedyś pojawił się na blogu: naleśniki smażone bez tłuszczu. Teraz przypomnę tylko potrzebne składniki:

naleśniki:

- 150 g mąki pszennej
- 200 ml mleka
- 100 ml mineralnej wody gazowanej (lub zwykłej wody)
- 2 jajka
- 25 g roztopionego masła (około 2 łyżki)
- łyżeczka oleju lub oliwy
- szczypta soli

nadzienie:

twarożek cytrynowo-ziołowy

- 250 g kremowego twarożku typu quark, bieluch itp.
- skórka otarta z 1/2 cytryny
- 2 łyżeczki soku z cytryny
- 1 drobniutko posiekana szalotka lub 1/3 średniej wielkości cebuli
- drobniutko posiekany koperek (może być suszony)
- pieprz
- sól

- kilka plastrów wędzonego łososia
- kilka liści sałaty lodowej, drobniutko poszarpanej lub pociętej na paski



Ja pracę zaczynam od smażenia naleśników, ale można też najpierw zabrać się za twarożek i odstawić go do lodówki. Przygotowanie kremowego nadzienia jest dziecinnie proste: do serka dodajemy drobniutko posiekaną cebulę i koperek, następnie oparzamy cytrynę, zcieramy skórkę cytrynową, dodajemy wyciśnięty sok, a na końcu doprawiamy solą i pieprzem. Tak przygotowane nadzienie wstawiamy do lodówki na ok. 20 min. W tym czasie myjemy liście sałaty i szarpiemy/kroimy ją na drobne paseczki. Wędzonego łososia również tniemy na drobniejsze kawałki. Teraz już tylko każdego naleśnika smarujemy cytrynowo-ziołowym twarożkiem, następnie układamy na nim kawałki łososia, posypujemy sałatą (możemy jeszcze lekko porószyć koperkiem) i zawijamy. Gotowe!
*Naleśniki serwuję na zimno, choć oczywiście można je podgrzać, wtedy jednak sałata może lekko oklapnąć.



Smacznego!
SWS

8 kwietnia 2012

WESOŁEGO ALLELUJA!

  FELIZ PASCUA PARA TODOS!


emigracyjna pisanka

17 lutego 2012

PANNA COTTA Z SALSĄ TRUSKAWKOWO-MIĘTOWĄ...

...czyli włoski deser, hiszpańskie truskawki i ostatni weekend karnawału.



Witam serdecznie!

Hiszpańskie truskawki pięknie pachną, są niezwykle okazałe i mają to do siebie, że pojawiają się już w lutym, niestety brakuje im głębi smaku...
W ubiegłym sezonie wspominałam już chyba, że nie ma to jak polskie truskawki, no ale na te będziemy jeszcze musieli chwilę poczekać. A kiedy się już pojawią, przypomnijcie sobie o tym przepisie! Oczywiście "pannę" można przygotować z sosem z mrożonych truskawek/malin, ale jednak dodatek  świeżej salsy truskawkowo-miętowej dodaje jej niepowtarzalnego charakteru. I właśnie taki soczysty deser proponuję Wam na ostatni weekend karnawału.

Potrzebne składniki:
(przygotowując pannę opierałam się na tym przepisie)
panna cotta:
- 250 ml śmietanki kremówki
- 250 ml tłustego mleka 3.2%
- ok. 60-70 g cukru pudru (lub mniej, w zależności od upodobań)
- 1/2 laski wanilii (lub cukier waniliowy, najlepiej z prawdziwą wanilią)
- ok. 5 listków żelatyny (u mnie na opakowaniu produktu: 6 listków przypada na 0,5 litra wody)

salsa truskawkowo-miętowa:
- 300 g świeżych truskawek
- 1 łyżka cukru
- sok z 1/2 cytryny
- 2 gałązki mięty
(możemy też użyć suszonej mięty)

Przygotowanie:

Salsa:
Truskawki dokładnie myjemy, oczyszczamy z szypułek, osuszamy  i kroimy w bardzo, ale to bardzo drobną kosteczkę (podobnie jak korniszonki do sosu tatarskiego). Listki mięty obrywamy z gałązek i drobniutko siekamy, z połowy cytryny wyciskamy sok (jeżeli nie mamy świeżej mięty, dodajemy pokruszone suche listki). Wszystkie składniki salsy wrzucamy do miseczki, dodajemy cukier (salsa nie powinna być zbyt słodka!) mieszamy i odstawiamy w chłodne miejsce (przynajmniej na godzinę i dłużej, do momentu przygotowania deseru).



Panna:
W jednym garnuszku podgrzewamy odmierzone mleko z cukrem pudrem (uważamy, żeby nie przypalić!). W drugim rondelku podgrzewamy śmietankę z dodatkiem rozciętej laski wanilii i podgrzewamy na bardzo wolnym ogniu przez około 15-20 minut, od czasu do czasu mieszając (kiedy wanilia już nasiąknie, staramy się wydobyć z niej wszystkie ziarenka).  Listki żelatyny wkładamy do zimnej wody i pozostawiamy do zmiękczenia na około 5 minut, a następnie wrzucamy do gorącego już mleka, dokładnie mieszamy do całkowitego rozpuszczenia (już nie gotujemy). Kiedy śmietanka jest już wrząca, wyciągamy laskę wanilii (ziarenka mają pozostać w płynie), powoli wlewamy ją do mleka i dokładnie mieszamy. Naczynka (np.kokilki) płuczemy zimną wodą, wypełniamy gotowym płynem i odstawiamy do lodówki na około 4-6h (do stężenia). Po upływie tego czasu delikatnie wyciągamy deser z foremek, a ułatwić sobie to możemy wstawiając naczynka na moment do gorącej wody (u mnie panna cotta najlepiej wyskakuje z ceramicznych kokilek). Jeżeli jednak macie obawy i nie lubicie tego ostatniego etapu, pannę możecie przygotować w kieliszkach i podawać jak na zdjęciu (wtedy ostatni, dość stresujący etap odpada). Tak przygotowany deser podajemy z wcześniej przygotowaną salsą lub innym sosem owocowym.



Smacznego,
SWS

15 lutego 2012

KALAFIOR ROMANESCO Z PATELNI...

...czyli kilka słów o kosmicznym warzywie.


Witam serdecznie.
W hiszpańskich warzywniakach pojawiły się piękne, bielutkie kalafiory i fikuśne, fluorescencyjne romanesco. Nie mogłam się oczywiście powstrzymać i kosmiczny kalafior wylądował w mojej torbie! Jak sami widzicie, jego forma i kolor nie pozwalają przejść obok obojętnie, to trochę tak jak z pięknymi, mieniącymi się bakłażanami, które wręcz same pchają mi się do rąk i nawet wtedy, gdy nie mam  ich na liście zakupów, to i tak zawsze trafiają do mojego koszyka. A jak już kupowałam romanesco, to Pani sprzedawczyni podpowiedziała mi jak go najlepiej przygotować i rzeczywiście warto było zaryzykować!

Potrzebne składniki:

- 1 lub 2 kalafiory romanesco
(w zależności od wielkości i ilości osób)
- ok. 4 łyżki oliwy z oliwek
- skórka otarta z 1 oparzonej cytryny
- 1/2 łyżeczki mielonego kminu rzymskiego(kumin)
- 2 ząbki przeciśniętego przez praskę czosnku
- 1 dymka
- sok wyciśnięty z 1/2 cytryny
- pieprz
- sól

Przygotowanie:
 
 
Kalafior romanesco rozdzielamy na małe różyczki o podobnej wielkości (większe będzie trzeba podzielić na pół), myjemy i dokładnie osuszamy. Na patelnię lub woka wylewamy oliwę z oliwek, podgrzewamy i na rozgrzany tłuszcz wrzucamy romanesco. Przez pierwsze 5 min. smażymy na dość mocnym gazie, cały czas mieszając (romanesco powinien się lekko zarumienić). Następnie zmniejszamy płomień, dodajemy 2-3 łyżki wody i  dusimy około 10 minut pod przykryciem. Kiedy kalafior delikatnie zmięknie, zdejmujemy pokrywkę, dodajemy przetarty czosnek oraz cebulkę i jeszcze chwilkę smażymy (zwracając uwagę na to, żeby czosnek się nie przypalił!). Pod koniec dodajemy przyprawy (kumin, sól, pieprz), skórkę otartą z oparzonej cytryny, a przed samym podaniem kropimy sokiem z cytryny. Tak przygotowany kalafior świetnie się sprawdza jako dodatek do dań mięsnych lub rybnych (zamiast tradycyjnych ziemniaków), ale możemy go podać również solo na kolację, a w letnie dni świetnie komponuje się z sadzonym jajkiem i kubkiem zsiadłego mleka (już nie mogę doczekać się lata...)



Smacznego,
SWS

8 lutego 2012

OŚMIORNICA WINEGRET...

...czyli pulpo a la vinagreta i kolejna wycieczka do baru tapas.



Witam serdecznie!
Dawno nie zaglądaliśmy razem do tapasowych barów, a jest jeszcze tyle smacznych przekąsek, na które można tam trafić. Jedną z nich jest właśnie pulpo a la vinagreta, która równie dobrze sprawdza się jako przystawka. Jeżeli miałabym z czymś porównywać tak przygotowaną ośmiornicę, to byłyby to marynowane śledzie w warzywach, albo sałatka śledziowa z dodatkiem marynowanych dodatków (papryka, korniszonki itp.). No ale najlepiej spróbować samemu, jeżeli tylko macie okazję zaopatrzyć się w tego głowonoga. Jeżeli natomiast preferujecie gorące dania i chętnie spróbowalibyście ośmiornicy na ciepło, to koniecznie odsyłam do przepisu na arroz de polvo lub  pulpo a la gallega.
Aby zabrać się do przygotowania tej egzotycznej przekąski, zachęcam do zapoznania się z treścią posta opublikowanego jakiś czas temu (klik-tutaj), w nim bowiem opisałam dokładnie jak można przestraszyć ośmiornicę, a to właśnie podstawa udanej pulpo!

Potrzebne składniki:

- 1 ośmiornica średniej wielkości lub 2 mniejsze (ok. 70 dkg)
- 1/2 świeżej czerwonej papryki
- 1/2 świeżej zielonej papryki
- 10 małych korniszonów
-  łyżka posiekanej pietruszki zielonej 
(możemy też użyć pietruszki suszonej)
- 1 średniej wielkości cebula
- sól
- pieprz
- oliwa z oliwek (ok. 150 ml)
- ocet winny (w Hiszpanii vinagre de Jerez) (ok.40 ml)

Przygotowanie:

Jeżeli mieliśmy to szczęście i w nasze ręce trafiła świeżutka ośmiornica, to myjemy ją dokładnie, oczyszczamy (usuwamy oczy itp.), osuszamy i zamrażamy na nie mniej niż 48 h. Następnie ośmiornicę rozmrażamy i straszymy (hiszp. asustar un pulpo).
Dla osób, które nie wróciły do poprzedniego postu przypominam jak przestraszyć ośmiornicę:
najłatwiej zrobić to w następujący sposób: w dużym garnku zagotować wodę z dodatkiem 2 listków laurowych i kilku ziarenek pieprzu (bez soli!). Kiedy woda zaczyna wrzeć, całą (wcześniej oczyszczoną) ośmiornicę wkładamy do wrzątku i momentalnie wyciągamy (najlepiej przy pomocy dwóch drewnianych łyżek), wodę ponownie doprowadzamy do wrzenia i raz jeszcze wkładamy i wyjmujemy pulpo. Czynność tę należy powtórzyć 5 razy, pamiętając o tym, że za każdym razem woda musi zawrzeć! Po ostatnim (5-tym) zanurzeniu, ośmiornicę zostawiamy w garnku i gotujemy do miękkości, teraz można dodać łyżkę soli (w zależności od wielkości, gotujemy około 45 min-1h). Mówi się, że dobrym sposobem na kontrolowanie czasu gotowania jest wrzucenie do tego samego garnka wymytego ziemniaka, na ośmiornicę o wadze 1,5 kg przypada ziemniak średniej wielkości. Kiedy ziemniak jest ugotowany, nasza ośmiornica też powinna być już miękka. Ja jednak zawsze gotuję ją trochę dłużej (jeśli jest duża, lub troszkę krócej, jeśli to małe ośmiornice), ale to wyczuwa się z czasem (najlepiej po prostu odciąć 1 mackę i spróbować jej mięso). Ugotowana ośmiornica ma różowawo-brązowy kolor i jest znacznie mniejsza niż początkowo!

Ugotowana ośmiornica musi przestygnąć, a my w tym czasie bardzo drobniutko siekamy poszczególne warzywa: paprykę, cebulę, korniszonki i pietruszkę. Następnie bierzemy się do krojenia ośmiornicy: niektórzy kroją ją na plastry o grubości ok 3 mm, inni w grubszą kostkę. Ponieważ moje ośmiornice były malutkie, pokroiłam je na talarki o grubości ok. 4/5 mm (jak marchewkę).
Wszystkie pokrojone składniki umieszczamy w misce lub na głębszym półmisku, doprawiamy do smaku solą i pieprzem, a na końcu zalewamy wcześniej przygotowaną mieszanką oliwy i octu. Na samym końcu możemy dodać szczyptę cukru, delikatnie wymieszać, zweryfikować smak (w razie  konieczności dolać oliwy lub octu) i wstawić do lodówki na ok.30 min. Tak przygotowaną przekąskę najlepiej serwować z chrupiącym pieczywem.


Smacznego,
SWS

3 lutego 2012

CIASTO MARCHEWKOWO-CYTRUSOWE...

...jest pyszne!












Witam serdecznie.
Zbliża się jeden z najzimniejszych weekendów tego miesiąca, a może i całego roku, kto wie! Temperatura poleciała na łeb na szyję, ale nie tylko w Polsce. Muszę przyznać, że na południu Hiszpanii mimo pięknego słońca chłód jest bardzo odczuwalny, a potęguje  go porywisty, mroźny wiatr! Mieszkańcy Półwyspu Iberyjskiego zakładają czapki i rękawiczki, ubierają cieplutko swoje czworonogi (włącznie z szalikami), a na niektórych plażach pojawia się śnieg! W Elche takie zimno to rzadkość i prawie każdy, kto dzisiaj pojawił się w sklepie czy na mieście, nie omieszkał  rzucić parę słów na temat strasznie trudnych warunków pogodowych (a co dopiero my Polacy możemy na ten temat powiedzieć...). To chyba na tyle słowem wstępu, a teraz zachęcam wszystkich do nagrzania piekarników (od razu zrobi się cieplej) i upieczenia pysznego ciasta marchewkowo-cytrusowego. Jest to świetny wypiek, który idealnie nadaje się na śniadanie jak i na deser. Kolor ciasta jest bardzo rozgrzewający, a lukier dodaje energii. Spróbujcie koniecznie!

Potrzebne składniki: 
(do pieczenia użyłam foremki-keksówki o wym. 27x11cm)

- 1 szklanka tartej marchewki (250 ml, ok. 3-4 marchewek)
- 1 szklanka mąki tortowej (250 ml)
- 2 jajka
- 1 szklanka cukru (jeżeli wolimy mniej słodkie ciasto dodajemy 3/3 szkl.)
- 1 łyżeczka sody oczyszczonej
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- troszkę mniej niż 1/2 kostki masła (ok. 10 dkg)
- 2 łyżki soku z cytryny
- skórka otarta z 1 małej cytryny (lub z 1/2 większej)
- skórka otarta z połowy pomarańcza
- 2 łyżeczki ekstraktu waniliowego (na alkoholu) (ewentualnie cukier waniliowy)
*papier do wyłożenia formy

LUKIER:
(przepis ekspresowy)

- mniej niż pół szklanki cukru pudru
- łyżka soku z cytryny
- ok.3-4 łyżek gorącej wody

Wszystkie składniki wystarczy dokładnie wymieszać przy pomocy łyżeczki i gotowe!

ORZECHY WŁOSKIE
- starte na wiórki (do posypania)
- kilka połówek do ozdobienia

Przygotowanie:

Marchewkę obieramy, osuszamy i ścieramy na drobniutkie wiórki (najlepiej przy pomocy blendera, lub na drobnej tarce). Jajka wbijamy do miski i ucieramy z cukrem na puszystą masę (i znowu najlepiej przy pomocy miksera). Do masy jajecznej stopniowo dosypujemy połowę odmierzonej mąki i cały czas miksujemy. Masło roztapiamy w rondelku i odstawiamy do wystygnięcia. Owoce oparzamy i ścieramy skórkę, z cytryny wyciskamy sok. Do ciasta dodajemy startą marchewkę, dokładnie mieszamy, a kolejno resztę mąki z dodatkiem proszku i sody. Na samym końcu dosypujemy otarte skórki z cytrusów, sok z cytryny, ekstrakt waniliowy(cukier) i dolewamy przestudzony tłuszcz. Masę jeszcze raz dokładnie mieszamy i wylewamy do wyłożonej papierem formy (formę możemy też wysmarować masłem i wysypać bułką tartą). Ciasto wkładamy do piekarnika rozgrzanego do 200 stopni i w tej temperaturze pieczemy je przez ok. 10 minut, następnie temperaturę zmniejszamy do 170 stopni i pieczemy jeszcze ok.20-25 minut (suchość ciasta weryfikujemy drewnianym patyczkiem/wykałaczką).
Po wyjęciu z pieca ciasto należy lekko przestudzić, oblać lukrem (lukier najlepiej przygotować w momencie, kiedy ciasto stygnie) i posypać tartymi orzechami. Takie świeżutkie ciasto smakuje najlepiej i mimo, że nie przepadam za lukrem, w tym przepisie smakuje wyśmienicie, wprost nie można go pominąć!


Smacznego,
SWS

30 stycznia 2012

SALSA MANGO...

...i ryba smakuje inaczej!



Witam serdecznie!
Dzisiaj szybki przepis, który może odmienić smak Waszej piątkowej ryby. Recepturę przekazała mi znajoma Kolumbijka i warto ją zapamiętać, bo potrafi dodać charakteru niejednej potrawie. A o właściwościach "owoców tęczy" i ich pochodzeniu pisałyśmy już we wcześniejszym poście (klik-tutaj). Pamiętajcie, że kupując mango należy zwrócić uwagę na jego miękkość (miękki owoc jest soczysty i bardzo aromatyczny). Jeżeli nie traficie na świeże, dojrzałe owoce, możecie zastąpić je kawałkami mango w zalewie (puszka lub słoik).

Potrzebne składniki:

- 1 dojrzałe, miękkie mango
- kilka gałązek świeżej kolendry 
(świeżą kolendrę można zastąpić suszonymi listkami, ewentualnie zieloną pietruszką)
- 1 szalotka (lub 1/2 mniejszej cebuli)
- 3 łyżki oliwy extra virgen
- sok z 1/2 limonki lub cytryny
- szczypta pieprzu cayenne (lub ostrej papryki)
- szczypta cukru
- sól
- pieprz

Przygotowanie:

Mango obieramy, tniemy na plastry (okrążając dość dużą pestkę) i kroimy na drobniutką kosteczkę. Cebulkę oraz kolendrę również bardzo drobniutko siekamy (możemy to zrobić przy pomocy blendera, ale tak regulując moc, aby nie powstała miazga!). Wszystkie składniki wrzucamy do miseczki, dolewamy sok wyciśnięty z połowy limonki/cytryny, oliwę oraz przyprawy, weryfikujemy smak i odstawiamy w chłodne miejsce na około 30 minut. Tak przygotowana salsa świetnie pasuje do filetów z tuńczyka, łososia, dorsza itp. Rybę najlepiej usmażyć na oliwie lub upiec w piekarniku, jedynie z dodatkiem grubszej soli i świeżo mielonego pieprzu, a następnie podawać z porcją schłodzonej salsy (najlepiej w małych kokilkach lub obok, na jednym talerzu). Wypróbujcie koniecznie to połączenie.


Smacznego!
SWS

26 stycznia 2012

NALEŚNIKI Z GRUSZKAMI...

...orzechami i czekoladowym sosem rumowym oraz różowe wspomnienia ze Słonia.



Witam serdecznie!

Dawno nie serwowałam obiadu na słodko, a dziś spoglądając na na koszyk pełen owoców, rzuciły mi się w oczy gruszki, które tak lubię! To co: naleśniki?
Mieszkańcy i bywalcy Krakowa pamiętają z pewnością bary naleśnikowe  "Różowy Słoń" (chyba już żaden z nich nie przetrwał). Często, jeszcze jako uczennica, wpadałam tam na naleśniki, najbardziej smakowały mi te z wiśniami i bitą śmietaną, to były piękne czasy...
Ale skoro teraz jestem już daleko od Krakowa, Słonie wymarły, a ja mam przed sobą te piękne gruszki, to nie ma na co czekać! Postaram się  przywrócić smak wspomnień (tym razem gruszkowy, siłą rzeczy).

Potrzebne składniki:
(na ok. 10 szt naleśników średniej wielkości)
CIASTO NALEŚNIKOWE BISZKOPTOWE
(przepis pojawił się już tutaj):

- 1 szklanka mleka
- 1 szklanka wody (mile widziana mineralna gazowana)
- 2 jajka
- ok. 20 dkg mąki tortowej (najlepiej przesianej przez sitko)
- 2 łyżeczki cukru waniliowego lub cynamonowego
- 1 łyżka oleju lub oliwy do ciasta
- tłuszcz (olej/oliwa) do smażenia naleśników

NADZIENIE:

- puszka/słoik gruszek w zalewie
lub
- gruszki z domowego kompotu
lub
- świeże gruszki obrane, pozbawione gniazd nasiennych i ugotowane na półmiękko w małej ilości wody z dodatkiem kilku łyżek cukru, soku z 1/2 cytryny, kawałeczka laski wanilii+cynamonu+1goździka

BITA ŚMIETANA
(śmietanę 30-36% ubijamy mikserem z dodatkiem małej ilości cukru lub korzystamy ze śmietany w aerozolu)

SOS CZEKOLADOWY:

- 1/2 tabliczki ciemnej czekolady
- 5-7 łyżek wody
- 1 łyżka rumu
(wszystkie składniki wrzucamy do rondelka i cały czas mieszając podgrzewamy na małym gazie, do zupełnego połączenia)

 ORZECHY WŁOSKIE
(drobno posiekane lub zmielone)

Przygotowanie:

Do wysokiego naczynia wlewamy mleko i wodę, wbijamy same żółtka, białka natomiast oddzielamy i ubijamy na sztywną pianę.
Do wody połączonej z mlekiem i żółtkami jaj dosypujemy mąkę (najlepiej przesiewając przez sitko) i mieszamy całość trzepaczką lub mikserem.
Do tak przygotowanej masy, która powinna mieć gęstość rzadszej śmietany, dodajemy pianę i cukier waniliowy, a na sam koniec 1 łyżkę oleju lub oliwy.
Ciasto lekko mieszamy i odstawiamy na ok. 10 min (ciasto naleśnikowe może nawet leżakować ok. 30-60 min i podobno dobrze mu to robi, w przypadku naleśników biszkoptowych, to najlepiej  je smażyć po upływie 15 min.).
Naleśniki smażę na patelni teflonowej, lekko pokropionej (każdorazowo) olejem (wydaje mi się, że smaży się je w ten sposób o wiele łatwiej, niż na maśle, które często się przypala).
Grubość naleśnika zależy od naszych preferencji, ale jak sama nazwa wskazuje, są to grubsze, biszkoptowe placuszki z dużą ilością pęcherzyków powietrza.

Kiedy naleśniki są już usmażone, układamy na nich pokrojone w plasterki gruszki, posypujemy siekanymi orzechami, składamy w kopertę i oblewamy sosem czekoladowym, a na samym końcu ozdabiamy kleksem bitej śmietany (i jeszcze raz posypujemy orzechami, jeśli tylko mamy na nie ochotę). Sos czekoladowy można dodać również do środka naleśnika, a wierzch ozdobić bita śmietaną i orzechami.
Połączenie czekolady, gruszek i orzechów to jedno z moich ulubionych, a do tego jeszcze ten aromat rumu! Spróbujcie sami!

Smacznego,
SWS

19 stycznia 2012

KARNAWAŁOWE RÓŻE...

...czyli wspomnienia z dzieciństwa i przygotowania do tłustego czwartku 2012 w toku.



Karnawałowe róże kojarzą mi się głownie z dzieciństwem, wycinanie kółeczek w różnych rozmiarach jawiło się jako świetna zabawa. Szczerze mówiąc już od kilkunastu lat nie przygotowywałam tych chrupiących kwiatów, chrust pojawiał się zawsze i to kilka razy w karnawale, a o różach przypomniałam sobie w tym roku (taki oldschoolowy słodycz...). Jeżeli macie ochotę na karnawałową zabawę w kuchni, to zapraszam do wycinania, lepienia i koniec końców smażenia różyczek.
Ciasto przygotowujemy wg sprawdzonego przepisu na faworki z Kuchni Polskiej, który pojawił się już jakiś czas temu (klik-tutaj), a jeżeli już mowa o chruście, to zachęcam również do wypróbowania receptury na kolumbijskie faworki, taki międzynarodowy karnawał.

Potrzebne składniki:
(Jeżeli planujemy imprezę na większą ilość osób, najlepiej przygotować ciasto z podwójnej porcji.)

-20 dkg mąki
-3 żółtka
-szczypta soli
-3-4 łyżki gęstej śmietany 18 %
-1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
-1 lub 2 łyżki spirytusu 
(Jeżeli nie mamy w barku tak mocnego spirytusu to proszę zastąpić go np. wódką. ALKOHOL sprawi, że faworki nie napiją się zbyt dużo tłuszczu, dzięki czemu będą zdrowsze i smaczniejsze.
-50 dkg tłuszczu do smażenia 
(ja używam najczęściej margaryny palmy lub oleju np. kujawskiego, wlewam go do odpowiedniego garnka, tak aby za jednym razem móc piec ok 3-4 większych faworków)
-10 dkg cukru pudru do posypania 
(ewentualnie wanilia lub cukier waniliowy)
-wiśnie z zalewy/wiśniówki/konfitury 
-1 ziemniak :)
 Ziemniaka obieramy i kroimy na plastry, kiedy zaczynamy grzać olej, wrzucamy plaster, i tak podczas całego pieczenia, wymieniamy plaster ziemniaka, kiedy poprzedni już jest ciemny; dzięki temu olej nie spali nam się za szybko!
 
Przygotowanie:
 
Mąkę wsypujemy do miski lub na stolnicę, mieszamy ze śmietaną, robimy zagłębienie, wrzucamy żółtka, szczyptę soli, proszek do pieczenia.
Wszystkie składniki mieszamy razem, dolewamy spirytus i wyrabiamy ciasto na jednolitą masę (staramy się nie mieć grudek, ciasto możemy kilka razy rzucić z małej wysokości na stolnicę) - ciasto powinno mieć gęstość ciasta kluskowego.
Kiedy ciasto jest  już dobrze wyrobione (aby to zweryfikować przecinamy je nożem na pół i sprawdzamy czy nie ma w nim żadnych grudek, kolor powinien być jednolity) dzielimy je na porcje i wałkujemy dość cienko, starając się nie podsypywać zbyt dużo mąką (z mojego doświadczenia wynika, że im cieniej wywałkujemy ciasto, tym bardziej kruche różyczki otrzymamy).
*Przed wywałkowaniem, ciasto możemy jeszcze kilka razy wybić wałkiem, co sprawi, że na powierzchni różyczek/faworków pojawi się więcej pęcherzyków powietrza.
Przygotowujemy 3 szklanki/kieliszki/foremki o różnej średnicy (u mnie: szklanka, literatka, malutki kieliszek) i z wywałkowanego ciasta wycinamy kółka. Następnie składamy 3 krążki (od największego do najmniejszego), dociskamy je w środku (tak, aby dobrze się zlepiły) i nacinamy 3 -warstwowy "zlepek" (nie dochodząc do środka). Druga szkoła mówi o pierwotnym nacięciu kółeczek i składaniu ich tak, aby nacięcia na poszczególnych krążkach nie pokrywały się (ta metoda zajmuje troszkę więcej czasu, ponieważ każde kółeczko musimy naciąć indywidualnie). Najlepiej wypróbować obie metody. Teraz już tylko rozgrzewamy tłuszcz i smażymy róże na złoty kolor z 2 stron. Wyjmujemy na papierowy ręcznik, odsączamy z tłuszczu i kiedy lekko przestygną posypujemy cukrem pudrem, a środki ozdabiamy wisienką.


Smacznego,
SWS

11 stycznia 2012

GULASZ SEGEDYŃSKI...

... węgierski odpowiednik bigosu?





Witam serdecznie w 2012 roku!
Suma Wszystkich Smaków życzy wszystkim stałym i sporadycznym Gościom Bloga wielu pięknych i radosnych dni w Nowym Roku! Prospero Año Nuevo y Felicidad!

Po świątecznym menu długo nie mogłam się zabrać do poważnego gotowania, brakowało chęci, a nawet apetytu na bardziej konkretne dania, i tak aż do dzisiaj:)
A dziś, za sprawą zalegającego w lodówce słoika kiszonej kapusty (niemieckiej, bo właśnie taką można dostać w Hiszpanii) postanowiłam zabrać się do roboty! (koniecznie chciałam wreszcie jakoś sensownie wykorzystać kiszoną). Bigos chętnie bym zjadła, ale dość dużo przy nim roboty (za dużo jak na początek roku, nie tym razem). Kartkując ostatni dodatek do czasopisma Kuchnia: Tanie Gotowanie (obiad od 2-5 zł porcja), w oczy rzucił mi się przepis na gulasz segedyński: mało skomplikowane, 1-garnkowe danie, a do tego w skład wchodzi kiszona: coś na dzisiejszy dzień! Jeszcze tylko skok do mięsnego po kawałek chudej wieprzowiny bez kości i obiad zaplanowany! Muszę przyznać, że przepisów na to danie jest wiele, ale różnią się głównie proporcjami (kapusta/mięso) i procesem gotowania (w niektórych surową kapustę dodajemy do podsmażonego mięsa, w innych osobno dusimy kapustę, osobno mięso, a następnie łączymy i jeszcze chwilę gotujemy razem). Niektóre przepisy zalecają jedynie dodatek papryki słodkiej, inne wspominają jeszcze o przecierze pomidorowym (ten pomysł akurat mi się spodobał). Po przeglądnięciu kilku receptur doszłam do następujących wniosków...

Potrzebne składniki:

- 50-70 dkg chudej wieprzowiny bez kości*
(wykorzystałam polędwiczkę wieprzową, może to być łopatka)
- 60 dkg kapusty kiszonej
- 2-3 łyżeczek koncentratu pomidorowego
- 3 cebule średniej wielkości 
- 2 łyżeczki mielonego kminku
- 1 szklanka wywaru (może być wywar z bulionu w kostce lub z wegetariańskiego)
- 2 ząbki czosnku
- 1 łyżeczka cukru
- 1,5 łyżki słodkiej papryki mielonej
- kilka ziarenek pieprzu
- pieprz, sól do smaku
- śmietana kwaśna*
- olej/oliwa


Przygotowanie: 

Kapustę drobno pokroić, dolać do niej pół szklanki wrzątku i zagotować. Następnie zmniejszyć ogień, dodać łyżkę oliwy, kilka ziarenek czarnego pieprzu, przykryć i gotować do miękkości (co jakiś czas weryfikując ilość płynu, w razie konieczności podlać wodą). W między czasie obrać cebulę, pokroić w piórka i podsmażyć na łyżce oliwy na złoty kolor. Mięso wymyć i pokroić w kostkę (wg. uznania, ja wolę mniejsze kawałki mięsa). Tak przygotowane mięso wrzucamy na gorącą patelnię z podsmażoną cebulą, lekko solimy, dodajemy 2 łyżeczki mielonego kminku, słodką paprykę, mielony pieprz i rozgniecione ząbki czosnku, całość dokładnie mieszamy, a po chwili dolewamy 1/3 szklanki wody i dusimy pod przykryciem około 25-30 minut. Po tym czasie mięso podlewamy szklanką niezbyt słonego bulionu i dodajemy do niego ugotowaną kapustę kiszoną (jeżeli kapusta wydaje się zbyt kwaśna, łamiemy jej smak łyżeczką cukru), całość mieszamy, doprawiamy przecierem pomidorowym i weryfikujemy raz jeszcze smak (w razie konieczności dodajemy jeszcze pieprzu, papryki, soli czy cukru). Teraz gulasz pozostawiamy pod przykryciem na małym ogniu na około 40-60 minut (w razie potrzeby podlewając wodą, czas gotowania zależy od rodzaju mięsa). Gdy wszystkie składniki są już miękkie, danie wykładamy na talerze, dekorujemy kleksem śmietany i prószymy słodką papryką. Serwujemy z chrupiącym pieczywem lub ziemniakami. Danie jest pyszne, ma piękny kolor i świetnie rozgrzewa, na jesienną aurę w połowie stycznia jak znalazł!

*Niektóre przepisy mówią o zaprawianiu śmietany mąką i wmieszaniu jej w danie, ja jednak preferuję prosty kleks na indywidualnej porcji (jeśli oczywiście nie zrezygnujemy całkiem z tego tłustego dodatku).
*Jeżeli bardzo lubimy mięsko, to możemy dodać ok. 70 dkg na 60 dkg kapusty, ja dałam 50 dkg mięsa na 60 dkg kapusty i ta proporcja mi odpowiada, ponieważ bardzo lubię gotowaną kiszoną.
*Uwaga! Porada Koleżanki mocno zainteresowanej kuchnią węgierską: "Aby potrawa miała bardziej węgierski charakter, zamiast oliwy powinniśmy użyć smalcu. Paprykę powinno się natomiast dodawać w momencie, kiedy patelnia jest ściągnięta z ognia, wtedy mamy pewność, że przyprawa się nie przypali (co grozi zgorzknieniem!). 


Smacznego!
SWS
 

Kto jest z nami...