Suma Wszystkich Smaków

30 listopada 2010

PICANTONES ASADOS...

... czyli pieczone kurczaczki, zimowe klimaty i ostatni listopadowy post.


Witam serdecznie!
Jak ten czas ucieka... Dziś ostatni dzień listopada, a w Krakowie i w okolicach (a w zasadzie w całej Polsce) zima na całego! Jak zwykle śnieg zaskoczył drogowców, bo jak by inaczej, prognoza niby jest, ale kto by w to wierzył, trochę poprószy i przestanie, po co od razu zmieniać opony i przygotowywać odpowiedni sprzęt, spadnie śnieg, to wtedy się będzie martwić! I chyba właśnie tak się stało, bo według doniesień moich najbliższych już w poniedziałek trudno było dojechać do pracy na czas, a co dopiero wrócić do domu. Samochody rozkładały się w poprzek na zaśnieżonych ulicach i koniec: dalej nie pojedzie, prosimy inaczej zorganizować sobie transport, przepraszamy za utrudnienia.
No tak, niczego innego nie można było się spodziewać, przecież zima co roku zaskakiwała drogowców, nawet jeśli już dawno był na nią czas! W tym roku rzeczywiście wcześnie nas zasypało, ale taki biały puch to też radość! 

A to chyba najlepszy dowód na to, że z zimy można się cieszyć:

 Nasza kochana Juka

Aż się kurzy...

 Ale jej dobrze...


Zima  w Krakowie, a w Elche jesienne klimaty: jakieś brzydkie chmury przesłoniły nam góry, słońce nie ma siły się przez nie przebić i chyba dało za wygraną, bo właśnie zaczął kropić deszcz. Do minusowych temperatur daleko nam jeszcze (i chyba nigdy takie nie nadejdą), ale  dla mieszkańców regionu Walencji 12 stopni w ciągu dnia, to już bardzo niska temperatura (wilgotność 86%)! 

Jesienne klimaty w Elche 30/11/2010

A wracając do kuchni, to tak jak już kiedyś wspominałam, takie deszczowe, wilgotne dni, to idealny pretekst do włączenia  piekarnika!
A dziś do pieca włożyłam picantones, czyli małe kurczaczki, każdy miał około 45 dkg wagi i wyglądał jak duża przepiórka. Dość często można trafić tu (w Elche) na tego typu drób, szczerze mówiąc nie wiem czy mamy jakieś określenie na picanton w języku polskim, a w krakowskich sklepach jeszcze się z nimi nie spotkałam, może ktoś z Was ma jakieś informacje na ten temat? Smakuje ogólnie jak kurczak, jest może bardziej soczysty i delikatny, wygląda dość efektownie na talerzu (każdy dostaje całego ptaka), ale dużo przy nim roboty już w fazie konsumpcji (w skrócie: dużo ogryzania).
Przepis, który zaraz podam można wykorzystać do przygotowania zwykłego, pospolitego kurczaka i też będzie pyszny! Sekretem jest soczystość mięsa, a ją zawdzięczamy jabłku.
Przejdźmy do sedna sprawy...


Potrzebne składniki:


- 2 kurczaczki picantones lub 1 duży kurczak 
- 2 jabłka (szara reneta lub inne)
- główka czosnku
- małe, słodkie papryczki czerwone
- pieprz
- sól
- papryka słodka (mielona)
- papryka ostra
- oliwa z oliwek
- bulion wegetariański lub wegeta
- tymianek suszony

Przygotowanie:


Mięso nacieramy solą, pieprzem (z zewnątrz i wewnątrz) i odstawiamy na około 2 godziny. Jabłka kroimy na połówki, a jedną połówkę na ćwiartki i do każdego kurczaczka wkładamy taką ćwiartkę (jeżeli natomiast przygotowujemy dużego kurczaka, wkładamy do niego połówkę jabłka). Posypujemy słodką i ostrą papryką oraz tymiankiem (według uznania), a następnie skrapiamy oliwą i wkładamy do naczynia żaroodpornego lub do rynienki, wysmarowanej oliwą dodajemy 1/4 szklanki wody, w której rozpuściliśmy płaską łyżeczkę bulionu/wegety. Pozostałe jabłka doprawiamy solą, pieprzem, papryką, delikatnie kropimy oliwą i układamy przy kurczaku. Całą główkę czosnku kroimy na pół (ząbki mają utworzyć kwiat) i doprawiamy podobnie jak jabłka, papryczki myjemy i osuszamy, wszystko dokładamy do rynienki z picantones. Tak wypełnione naczynie wstawiamy do nagrzanego pieca (około 180 stopni) i początkowo pozwalamy zrumienić się skórce kurczaka (np. funkcja podpiekania od góry), a następnie polewamy sosem, który utworzył się w rynience. Pieczemy na złoty kolor około 45 minut, odwracając mięso na drugą stronę. W ostatniej fazie używamy funkcji grill/podpiekanie od góry i chrupiące ptaki gotowe. Podajemy z pieczonymi jabłkami, czosnkiem i papryczkami, a do tego ziemniaczki lub ryż.
*Jeżeli nie mamy dostępu do małych papryczek, możemy upiec zwykłą, dużą paprykę.


Smacznego,
SWS

27 listopada 2010

KREM WIELOWARZYWNY...

... sycący i rozgrzewający, idealny na pierwsze oznaki zimy.


Witam serdecznie!
W Krakowie pierwszy śnieg już spadł, a i w Elche nastała jesienna aura. Rzadko się zdarza, żeby deszcz siąpił tu kilka godzin non-stop, ale dzisiaj jest właśnie taki dzień...
Szaro się zrobiło, wilgotno, powoli myślę o kupnie parasola, bo uwierzcie, że do dziś nie był mi potrzebny ani raz, a jestem już tutaj od sierpnia!
Dla Hiszpanów to już zima: obowiązkowe kozaki na nogach, rękawiczki na rękach, otuleni w puchowe kurtki, zmierzają do El Corte  Inglés na przedświąteczne zakupy (to ukochany dom handlowy Hiszpanów, taki niemal narodowy skarb). Ja też lekko marznę, nie na polu (na zewnątrz mamy około 13 stopni), ale w mieszkaniu, bo tak jak kiedyś wspominałam, budynki są świetnie przygotowane na upały, ale zimą jednak chłód doskwiera. I właśnie na takie dni najlepsza jest ciepła, gęsta zupka!  Aromatyczna, o intensywnym kolorze i zaskakującym smaku! Kremy uwielbiam, więc czasami nawet miło posiedzieć w chłodzie:) Pomysł na dodanie buraków i tymianku podsunęła mi Kinga z Kuchni obłędnie zdrowej. Moja wersja zupy ma więcej składników, ale zawsze można z jakiegoś zrezygnować, eksperymenty miło widziane. Moja próba wypadła tak...


Potrzebne składniki:
(na około 5-6 porcji)

- 8 średniej wielkości marchewek
- 2 mniejsze cebule
- 1/2 pora
- kawałek dyni (zawartość około 1,5 szklanki pokrojonego warzywa)
- 2 średniej wielkości ugotowane buraki
- 1 słodki ziemniak (może być też zwykły ziemniak lub ćwiartka selera)
- 1 pomidor lub łyżeczka przecieru
- 2 ząbki czosnku
- 2 łyżki masła
- oliwa z oliwek
- tymianek suszony
- ostra papryka
- sól, pieprz
- 1łyżka bulionu wegetariańskiego lub 1/2 kostki bulionowej
- serek kozi lub bryndza
- woda

Przygotowanie:


Na początku obieramy wszystkie warzywa; marchew kroimy na plastry, podobnie ziemniaka, cebulę  i pora w piórka, dynię w kostkę, pomidora oparzamy i też traktujemy nożem, czosnek drobniutko siekamy/przeciskamy przez praskę, buraki najlepiej mieć już ugotowane (można je przygotować dzień wcześniej), ja akurat mam to szczęście, że kupuję już gotowane.W rondlu rozgrzewamy oliwę z 1 łyżką masła i podsmażamy cebulę, marchew, por, ziemniaki. Po kilku minutach dodajemy czosnek, a na sam koniec pomidora. Gdy warzywa są już na wpół-miękkie, dolewamy wody (tak, aby zakryła ona warzywa i przekroczyła ich poziom o 1 cm), dosypujemy bulion wegetariański i dodajemy drugą łyżkę masła. Delikatnie doprawiamy solą, pieprzem, papryką i gotujemy pod przykryciem do miękkości warzyw. Na samym końcu dodajemy 2 pokrojone buraki i całość miksujemy na krem. Jeżeli uznamy, że zupa jest za gęsta, dodajemy przegotowanej wody. Na samym końcu dodsypujemy pół łyżeczki suszonego tymianku i kontrolujemy smak, w razie konieczności dosalamy lub zaostrzamy. Gorący krem nalewamy do miseczek lub głębokich talerzy, dodajemy plasterek koziej roladki twarogowej lub łyżkę bryndzy i delikatnie prószymy tymiankiem.
Smacznego,
SWS

26 listopada 2010

KREMÓWKI Z KREMEM WANILIOWYM...

...czyli domowa cukierenka na jesienne i zimowe wieczory.


Witam serdecznie!
Ostatnio odwiedzając różne blogi, znalazłam kilka przepisów (tu i tam) na kremówki (ta nazwa funkcjonuje w Krakowie i ogólnie Małopolsce) /napoleonki (w Warszawie) i straszna ochota mnie naszła na takie ciacho! Dawno czegoś takiego nie piekłam, a już na pewno nie na takim cieście. W domu raczej przygotowywało się karpatkę, którą zresztą niektórzy też nazywają kremówką (różni się w zasadzie ciastem). I tak kilka dni oglądałam Wasze zdjęcia, aż wreszcie pomyślałam, że dziś będzie ten dzień! Szybkie zakupy, przygotowanie blatu do wałkowania, nagrzany piec do 200 stopni i piękny zapach wanili! Dość czasochłonny wypiek, ale efekt murowany. Pyszne, delikatne, chrupiące ciasto i jedwabisty, aromatyczny krem...

Potrzebne składniki:
na około 9 kremówek średniej wielkości


Ciasto: 
Przepis na ciasto znalazłam u Halison (u mnie z połowy porcji)
- 1 i 1/4 mąki tortowej
- 1 żółtko
- 1/2 szklanki śmietany *
- szczypta soli
- 1/2 kostki masła (125g.)
- cukier puder do posypania
* ponieważ w Hiszpanii nie łatwo o kwaśną śmietanę, zastąpiłam ją mieszanką kwaśnego jogurtu naturalnego z 4 łyżeczkami płynnej śmietanki 18%

Krem: 
- 1 szklanka mleka 
- mniej niż 1/2 szklanki cukru kryształu*
(*w zależności od gustu, ja zawsze zaczynam od 1/3 szklanki i potem ewentualnie dosładzam)
- 1/2 szklanki mąki tortowej
- 2 jajka
- 1 łyżeczka cukru waniliowego z prawdziwą wanilią
- nasionka z 1/2 laski wanilii
- mniej niż pół kostki masła (a troszkę więcej niż 1/4 kostki : ) 
- 2 małe łyżeczki rumu lub spirytusu  

Przygotowanie:

Ciasto:

Mąkę siekamy z masłem (możemy zrobić to na stolnicy lub w dużej misce), dodajemy szczyptę soli, żółtko, a na samym końcu śmietanę i zagniatamy ciasto, do momentu połączenia się wszystkich składników (przecięte nożem ciasto powinno mieć jednolitą konsystencję, bez bryłek masła, czy mąki). Teraz owijamy je w folię aluminiową i wkładamy do lodówki na około 1-2 godzin. Po wyjęciu z lodówki, ciasto dzielimy na 2 części i wałkujemy 2 cieniutkie placki, ja wałkuję od razu na papierze pergaminowym i wtedy nie mam już problemu z przenoszeniem cieniutkiego ciasta (wałkujemy jak najcieniej). Pieczemy w piekarniku nagrzanym do ok. 200 stopni na blasze wyłożonej papierem do pieczenia przez około 12-15 minut (na złoty kolor, pojedynczo). 

Krem:

W między czasie przygotowujemy krem. W wysokim naczyniu mieszamy (najlepiej przy pomocy rózgi lub miksera) pół szklanki mleka  z mąką. Jajka ucieramy z cukrem i wanilią na puszystą masę i dodajemy do mieszanki mącznej, jeszcze chwilę ubijamy i odstawiamy na moment. Resztę mleka doprowadzamy do wrzenia i stopniowo dolewamy przygotowaną masę jajeczną, cały czas mieszając/miksując, aż krem zgęstnieje (najlepiej zmniejszyć wtedy lekko gaz, aby krem się nie przypalił), po zagotowaniu i osiągnięciu odpowiedniej konsystencji budyniowej mieszamy jeszcze chwilkę, przykrywamy folią aluminiową i odstawiamy do wystygnięcia (dzięki temu nie zrobi się nam kożuch, wyczytałam to tu-klik). W kremie mogą pojawić się drobne grudki, ale tym nie należy się przejmować, po wystudzeniu będziemy go jeszcze miksować i wtedy problem zniknie. Odmierzone masło zostawiamy w ciepłym miejscu, aby było idealnie miękkie. Kiedy budyń już wystygnie, delikatnie miksujemy go i stopniowo dodajemy mięciutkie masło (w bardzo małych ilościach, po łyżeczce, cały czas miksując), na samym końcu delikatnie wlewamy odmierzony alkohol, cały czas mieszając. 

Tak przygotowany krem wykładamy na wystudzony blat ciasta i przykrywamy drugim, delikatnie przyciskamy (należy uważać, żeby nie połamać ciasta) , lekko obciążając (np. deską) i odstawiamy na około 45 minut (ja nie wkładam ciasta do lodówki, wtedy może nawilgnąć i stracić swoją chrupkość).  Na sam koniec prószymy cukrem pudrem i kroimy na kwadratowe porcje (mi wyszło 9 ciastek).
Do tego gorąca herbatka czy kawka, pyszne! Warto czasem przygotować coś takiego...

Smacznego,
SWS 

Ps .
Przy okazji informuję o równie słodkim Misiowym Konkursie organizowanym przez Bajeczną Fabrykę. Zgadnijcie co można wygrać...




25 listopada 2010

RYDZE Z PATELNI...

...i idealny sposób na oczyszczenie grzybów.


Witam serdecznie!
Rydze to moje ulubione grzyby! Uwielbiam je zbierać i kocham je jeść! Szkoda, że w tym roku nie miałam okazji wybrać się na grzybobranie. Czasem fajnie jest wstać w sobotę tak koło 5 rano, a już o 7 stawić się na zbiórkę tuż pod lasem. Wszyscy odpowiednio ubrani: gumowce, rękawiczki, nożyki i oczywiście koszyki (żeby grzyby nie pociły się w reklamówce). Fajnie też mieć przewodnika, który wie jak iść, żeby nazbierać, bo chyba nikt nie lubi wracać do domu z pustymi rękami! Grzybobranie ma w sobie jakąś magię...Czasem zimny, mokry las, niejednokrotnie spacer pod górkę, a mimo wszystko buźka się śmieje, a potem te rumieńce! Jak już znajdziesz jednego grzybka, to zaraz jest następny, zapominasz o całym świecie i liczy się tylko to, co wyrasta z ziemi, to co chowa się sprytnie pod trawą, lub pod zieloną sosenką i oby to coś było jadalne! Taki spacer przez las z wyraźnie wyznaczonym celem jest idealnym momentem do osiągnięcia stanu umysłu określanego jako przepływ (flow). Nie będę się rozpisywać na ten  iście psychologiczny temat, jedno jest pewne: grzybobranie to idealna forma relaksu, a jeżeli ktoś miałby ochotę na rozważania na temat szczęścia , to zapraszam do lektury książki Mihaly Csikszentmihalyi pt. Przepływ.
Wracając do bardziej przyziemnych spraw, rydze (hiszp. rebollones de pino) to jedne z bardziej znanych grzybów w Hiszpanii, a już na pewno w Walencji. Sezon na nie trwa nieco dłużej niż w Polsce, bo nadal można je  tutaj kupić. Nie znam jeszcze na tyle okolicznych lasów, aby wybrać się na grzybobranie, ale kto wie..., może w przyszłym sezonie.

Niezapomniane grzybobranie i najprawdziwsza radość grzybiarza:)

Potrzebne składniki:

- świeżutkie rydze 
(około 1/2 kilograma na 2-3 osoby)
- 3 łyżki masła
- sól, pieprz


Przygotowanie:

Idealny sposób na oczyszczenie grzybów? 
Podał mi go grzybiarz z okolic Czorsztyna i sprawdza się w 100 %.

Dość dużą miskę napełniamy ciepłą wodą i rozpuszczamy w niej 2 łyżki soli. Do ciepłego roztworu wrzucamy rydze i chwilkę je tak moczymy. Po około 5 minutach obmywamy je rękami, a pod wpływem ciepłej, słonej wody wszystkie trawy czy igiełki odchodzą bez problemu! Płuczemy jeszcze pod bieżącą wodą i pozostawiamy na sitku do osuszenia. Bardzo ważne jest to, aby rydze były suchutkie w momencie wykładania ich na patelnię.

Smażenie:
Na patelni rozgrzewamy 2 łyżki masła i układamy na niej rydze, kapeluszami do dołu, po około 5 -7minutach obracamy je na drugą stronę (cały czas kontrolujemy temperaturę tłuszczu i nie dopuszczamy do spalenia się masła) i pieczemy kolejne 5 minut (tu wedle uznania, ja wolę lekko soczyste grzyby). Na sam koniec smażenia, na wierzchu kapeluszy kładziemy listek masła, doprawiamy solą i pieprzem dopiero po usmażeniu! Podajemy z chrupiącym pieczywem. i popijamy czerwonym winem. Hmmm... rarytas jakich mało! Cały czas się cieszę, że trafiłam na te rydze; jak nie wiele potrzeba do szczęścia...


Smacznego,
SWS

24 listopada 2010

DYNIA Z PIECA...

...czyli calabaza al horno z ostrym sosem jogurtowym.


Witam serdecznie!
W Hiszpanii sezon na dynie trwa, ciągle można kupić piękne olbrzymy o różnych kształtach i kolorach. Jeden kilogram dyni kosztuje około 1 - 2,5 euro w zależności od gatunku i miejsca zakupu. Najtańsze i najpiękniejsze okazy można znaleźć na ulicznych targach. Dzisiaj podam przepis zasłyszany na jednym z takich targowisk warzywnych. Okazał się rewelacyjny! Jak to warto mieć jednak oczy i uszy szeroko otwarte...


Potrzebne składniki: 
(na około 4 osoby)


- 1 kg dyni
- oliwa z oliwek
- sól
- pieprz
- papryka ostra
- 1 opakowanie jogurtu (ok. 200 ml, najlepiej typu greckiego)
- 1 łyżeczka mielonego kuminu (kmin rzymski)

Przygotowanie:


Dynię obieramy i oczyszczamy z nasion. Kroimy na plastry w formie pół-księżyca o grubości około 1,5 cm. Blachę wykładamy papierem do pieczenia i kładziemy na nią kawałki dyni, skrapiamy delikatnie oliwą i prószymy solą, pieprzem oraz ostrą papryką, a następnie wkładamy do piekarnika rozgrzanego do ok. 170 stopni. Pieczemy do miękkości, około 30 minut, wszystko zależy od gatunku dyni i piekarnika, ostatnie 5 minut przeznaczamy na podpiekanie/grill od góry (dynia ma się delikatnie zarumienić). W między czasie przygotowujemy sos: w miseczce mieszamy jogurt z 1 łyżką oliwy, z 1 łyżeczką kuminu oraz solą, pieprzem i papryką ostrą do smaku. Upieczoną, gorącą, słodziutką dynię serwujemy z zimnym, ostrym sosem jogurtowym. Było pyszne i dlatego nie udało mi się zrobić zdjęcia gotowego dania.

Smacznego,
SWS

23 listopada 2010

ZAPIEKANKA RACLETTE...

...czyli nadchodzą zimowe klimaty.


Witam serdecznie!
Mimo, że na południu Hiszpanii temperatura w ciągu dnia nadal dochodzi do 19 stopni, a na brak słońca nie możemy narzekać, to w mieszkaniach powolutku robi się chłodno. Tutejsze budownictwo nastawione jest raczej na upały, tak więc kilka chłodniejszych dni w roku nie jest wystarczającym powodem do instalacji centralnego ogrzewania czy montowania szczelnych okien. Podłogi najczęściej wyłożone są marmurem lub innym kamieniem, tak więc raczej należy zaopatrzyć się w ciepłe pantofelki na nadchodzące miesiące (na szczęście nie brakuje takich w tutejszych sklepach). 
Najlepszym sposobem na dogrzanie mieszkanka jest włączenie piekarnika, który latem należy omijać szerokim łukiem! I w ten sposób możemy upiec dwie przysłowiowe pieczenie na jednym ogniu!
Kiedy ostatnio w markecie wypatrzyłam ser raclette, odczułam wyraźny brak elektrycznego podgrzewacza z małymi patelenkami, który niestety został w Polsce. Ale nic straconego. Tradycyjną raclette przygotowałam w mniej tradycyjny sposób, a była równie pyszna, sycąca i rozgrzewająca.
Klasyczne aparaty do raclette wyglądają tak (klik-tutaj) i idealnie podgrzewają atmosferę spotkania towarzyskiego. Cały urok w tym, że każdy z biesiadników sam przygotowuje swoją mini-zapiekankę. Takie elektryczne ognisko na środku stołu jest bardzo popularne we francuskiej Alzacji no i oczywiście w Szwajcarii, często zapraszani jesteśmy tam na tzw. soirée raclette (wieczór z raclette, kolacja raclette).
Tradycyjną raclette przygotowujemy z sera o tej samej nazwie; jest to tłusty ser szwajcarski (produkowany również we Francji), idealny do topienia, podawany z gotowanymi ziemniaczkami, boczkiem, cebulą, pieczarkami oraz różnego typu piklami (korniszonki, małe cebulki marynowane, grzybki, papryczki). W praktyce wygląda to tak, że każdy z uczestników biesiady ma swoją patelenkę, na której topi ser z dodatkami (np. z cebulką, pieczarkami, boczkiem), a na górnym pokładzie grilla-raclette podgrzewają się ziemniaczki. Stopiony ser wylewamy na talerz i zjadamy z ciepłym, podpieczonym ziemniaczkiem oraz piklami.
Ja dzisiaj proponuję wersję jednogarnkową, czyli zapiekankę ziemniaczaną z serem raclette.

Potrzebne składniki:

na zdjęciu tzw. pieczarki leśne (do dostania w marketach)

- 30 dkg sera raclette
(oryginalny można kupić w Makro, Carrefour czy Almie)
- 8 średniej wielkości ziemniaków
- 2 średniej wielkości cebule
- 15 dkg pieczarek
- 10 dkg boczku lub bekonu 
- pikle (korniszonki, cebulki, grzybki)
- pieprz, sól, papryka ostra


Przygotowanie:

Ziemniaki gotujemy w mundurkach i odstawiamy do przestygnięcia. W między czasie kroimy cebulę  w piórka i podsmażamy na oliwie na lekko złoty kolor. Pieczarki myjemy i kroimy na plasterki. Boczek siekamy na małe słupki. Następnie obieramy przestudzone ziemniaki i kroimy na plastry o grubości około 0,5 cm. Naczynie żaroodporne smarujemy oliwą i wykładamy warstwę ziemniaków, a następnie wkładamy  je na około 10 minut do piekarnika z funkcją podpiekania od góry. Kiedy ziemniaki lekko się zarumienią, wyciągamy je z pieca , delikatnie solimy, pieprzymy i wykładamy na nie warstwę cebuli, pieczarek, sera, a na ser, jeszcze kilka pieczarek i resztę cebulki.
Tak przygotowaną zapiekankę delikatnie doprawiamy solą, pieprzem, ostrą papryką i wstawiamy do nagrzanego pieca na około 15 minut (do momentu stopienia się sera i lekkiego zarumienienia składników).
Podajemy z marynowanymi warzywami i/lub sałatą zieloną w sosie winegret, a popijamy koniecznie winkiem! Legenda głosi, że popijanie raclette wodą może prowadzić do poważnych zaburzeń trawiennych, a do tego dopuszczać nie można! Tak więc w Alzacji do raclette zwykło się pijać białe wina np. Gewurztraminer d’Alsace, Pinot blanc d'Alsace, pasować będzie też Roussette-de-Savoie czy australijskie Chardonnay. Jeżeli natomiast preferujemy czerwony trunek, tu wybór też jest duży: Beaujolais, Vin-de-Savoie, Côtes-de-Brouilly. To tylko sugestie, na własnej skórze należy sprawdzić co z czym najlepiej nam smakuje.


Smacznego,
SWS

20 listopada 2010

CURRY Z CIECIORKI...

... czyli aromatyczne danie dla zapracowanych.


W Hiszpanii ciecierzyca (hiszp. garbanzos) jest bardzo popularna, można ją kupić w 2 formach: suszoną lub gotowaną w zalewie (słoik lub puszka), ja preferuję tą drugą formę ze względu na wygodę i zaoszczędzony czas.
Hiszpanie cieciorkę łączą z kurczakiem, ryżem, dodają do sałatek, czy też przecierają na krem i podają z małżami. W Polsce cieciorka kojarzyła mi się głównie ze sklepami ze zdrową żywnością i barami wegetariańskimi i właśnie w takim barze po raz pierwszy degustowałam wspomniane curry. Kiedy w hiszpańskich sklepach natrafiłam na półki uginające się pod ciężarem słojów pełnych kremowych kuleczek, to od razu pomyślałam o aromatycznym daniu. Zalety: ekspresowe przygotowanie, same wartościowe składniki, niezapomniany smak i zniewalający wręcz aromat.

Potrzebne składniki:

- 1 słoik ciecierzycy gotowanej (2 szklanki)
- 1 puszka pomidorów krojonych
- 2 duże ząbki czosnku
- 2 dość duże cebule
- sok z 1/2 cytryny
- skórka otarta z 1/2 cytryny
- kilka łodyg świeżej kolendry
- 1/2 łyżeczki garam masali
- 1/2 łyżeczki kuminu rzymskiego
- 1/2 łyżeczki mieszanki curry
- 1/2 łyżeczki kurkumy
- 1/3 łyżeczki ostrej papryki
- 1/3 łyżeczki mielonej kolendry
- pieprz, sól do smaku
- oliwa
- opcjonalnie śmietanka 30% płynna

Przygotowanie:



Cebulę kroimy w piórka,czosnek drobniutko siekamy lub przeciskamy przez praskę. W rondlu lub na głębokiej patelni rozgrzewamy 2 łyżki oliwy i dodajemy cebulę, a po 2 minutach dorzucamy czosnek. Smażymy na średnim ogniu do lekkiego zezłocenia cebulki. Następnie dodajemy wszystkie suche przyprawy (z wyjątkiem soli i świeżej kolendry) i 2 łyżki wody, energicznie mieszamy i smażymy jeszcze około 2 minut. Kolejno dodajemy puszkę pomidorów wraz z sokiem i odcedzoną cieciorkę, mieszamy i pozostawiamy na małym ogniu pod przykryciem przez około 10 minut. W między czasie ocieramy skórkę sparzonej wcześniej cytryny, a z polówki wyciskamy sok, świeżą kolendrę siekamy. Po 10 minutach do cieciorki dodajemy sok i skórkę z cytryny i część kolendry. Wszystko mieszamy i pozostawiamy na ogniu jeszcze jakieś 7 minut. 
Od Komarki z Every Cake You Bake zaczerpnęłam pomysł na dodatek śmietanki, rzeczywiście kremówka sprawia, że konsystencja dania staje się bardziej aksamitna, a smak delikatniejszy; tak więc na sam koniec, zaraz przed podaniem, dodaję około 50 ml śmietanki i delikatnie łącze ją z zawartością rondla. Tak przygotowane curry możemy podać z ryżem, podpłomykami, chlebem lub solo. Przed podaniem posypujemy świeżą kolendrą i ozdabiamy kilkoma wiórkami skórki cytrynowej.

Smacznego,
SWS

15 listopada 2010

PALUCHY FRANCUSKIE...

...czyli wytrawne paluchy piwne - idealna przekąska i dodatek do zup.


Parę słów o początkach ciasta francuskiego...
Pierwszy dokładny przepis na pâte feuilletée, bo tak po francusku brzmi nazwa ciasta, (w j.hiszp. masa hojaldre/hojaldrosa - obie nazwy określają listkową strukturę ciasta: feuille/hoja - liść) pojawił się w książce kucharskiej wydanej ok. 1650 roku. Niektórzy twierdzą że, ciasto zostało stworzone przez francuskiego malarza Clauda Gellée, inni zauważają iż podobne ciasto (wyrabiane z oliwą, a nie masłem) znane było już w starożytnej Grecji i Rzymie. Podobno dzisiejszą formę pâte feuilletée zawdzięczamy ostatecznie Antonin Carême - królewskiemu mistrzowi cukierniczemu z XIX wieku. Jak było na prawdę, tego trudno dociekać, najważniejsze, że ktoś ciasto wymyślił, a teraz można kupić gotowe (bo roboty przy nim co niemiara!).
A poniżej zapowiadany przepis na kruchutkie paluchy.

Potrzebne składniki:

- 1 opakowanie ciasta francuskiego 
- spodeczek mleka lub jajko
- paryka słodka
- papryka ostra
- sól
- pieprz

* można też przygotować paluchy z kminkiem 

Przygotowanie: 


Ciasto rozwijamy (ja kupuje ciasto z lodówki, jeżeli natomiast używamy ciasta mrożonego, to należy je rozmrażać bardzo powoli, najlepiej w lodówce przez noc, instrukcja na opakowaniu), przygotowujemy blachę, wykładamy ją papierem pergaminowym. Ciasto tniemy na paski o szerokości około 1 cm i zwijamy (jak wstążkę) wg. uznania (mój sposób pokazany na zdjęciu). Tak przygotowane paluchy smarujemy mlekiem/jajkiem (wtedy są błyszczące) posypujemy przyprawami i wkładamy do dobrze nagrzanego piekarnika (ok. 200 stopni). Z jednego opakowania ciasta wyszły mi 2 blachy paluchów. Idealnie chrupkie, świetnie smakują z zupą cebulową, ale nie gorzej jako przekąska do piwa.
Smacznego,
SWS 

11 listopada 2010

CEBULOWA Z CZERWONYM WINEM...

 ...i historia Tity.


"(...) Podobno Tita była tak wrażliwa, że będąc jeszcze w brzuchu mojej prababki, płakała i płakała, kiedy ta kroiła cebulę; płakała tak głośno, że Nacha, kucharka, która była trochę przygłucha, słyszała jej płacz zupełnie wyraźnie. Pewnego dnia te łkania były tak wyraźne, że przyspieszyły poród. Moja prababka nawet słowa nie zdążyła powiedzieć. Tita przyszła na świat przedwcześnie, na kuchennym stole wśród zapachów zupy makaronowej, która się właśnie gotowała, tymianku, liści laurowych, kolendry, ciepłego mleka, czosku i, oczywiście, cebuli. Jak można się domyślić, zwyczajowy klaps nie był potrzebny, bo Tita urodziła się, płacząc już z góry, być może dlatego, że znała swój los i wiedziała, że w tym życiu nie będzie jej dane wyjść za mąż. Nacha opowiadała, że Tita została niemal wypchnięta na ten padół przez potężną falę łez, która rozlała się po stole i po kuchennej podłodze. (...)"
Fragment pochodzi z książki Laury Esquivel pt. Przepiórki w płatkach róży (tytuł oryginalny: Como agua para chocolate)

Całkiem niedawno dostałam w prezeńcie egzemplarz debiutu literackiego (1989) meksykańskiej pisarki  Laury Esquivel. Książka ma już kilka lat, doczekała się nawet ekranizacji (1992 r. Alfonso Arau-mąż pisarki), natomiast ja wcześniej na nią nie trafiłam, a szkoda...
Budowa książki jest dość charakterystyczna, a mianowicie znajdziemy tu dwanaście rozdziałów, zatytułowanych nazwami dwunastu miesięcy, a każdy rozdział odkrywa nowy przepis meksykańskiej kuchni.
Poza kulinarnymi wywodami, odnajdziemy w lekturze historię rodziny De la Garza i poruszające losy głównej bohaterki Tity. 
Wspomne jeszcze o oryginalnym tytule: Como agua para chocolate; w języku hiszpańskim to wyrażenie idiomatyczne oznacza silne pobudzenie, wściekłość (estar en punto de ebullición, hirviendo, como debe estar el agua para hacer el chocolate - wrzeć, o wodzie, taka powinna być woda do przygotowania czekolady; Méx como agua para chocolate: Estar una persona a punto de estallar en llanto o en cólera: wybuchać płaczem, wściekłością).
Pewnie niektórzy z Was czytali już książkę lub widzieli film, zapraszam do podzielenia się z nami Waszymi spostrzeżeniami.
No i właśnie czytając pierwszy rozdział, słysząc niemal płacz wrażliwej Tity  pomyślałam, że podzielę się dzisiaj przepisem na zupę cebulową. Recepturę poznałam goszcząc we francuskim domu. Kolor może nie jest w 100% zachęcający, ale smak owszem...

Przy okazji dziękuję bardzo osobom, które sprezentowały mi książkę! Gorąco pozdrawiam! 

Potrzebne składniki:


- 3 dość duże cebule
- 1 łyżka oliwy z oliwek
- 1płaska łyżeczka cukru 
- 1/3 łyżeczki soli 
- 1,5 łyżki masła
- 3,5 szklanki wody
- 1 kostka rosołowa lub bulion wegetariański
- 1/4 szklanki czerwonego wina wytrawnego
- 1,5 łyżki mąki
- 1/3 łyżeczki otartej gałki muszkatołowej 
- pieprz i sól do smaku

Przygotowanie:


Cebulę obieramy i kroimy w piórka. W rondlu o grubym dnie rozgrzewamy oliwę i masło i wrzucamy cebulę. Przykrywamy pokrywką i dusimy na małym ogniu przez okoła 10 minut. W między czasie przygotowujemy bulion i odstawiamy na chwilkę. Kolejno zdejmujemy pokrywkę i dodajemy cukier oraz sól i na większym ogniu podsmażamy cebulkę na złoty kolor, cały czas mieszjąc, aby się nie przypaliła przypadkiem! Kiedy uzyskamy złoty kolor, ponownie zmniejszamy ogień, prószymy cebulkę przygotowaną mąką i jeszcze chwilkę podsmażamy, cały czas mieszając (ok. 2 min). Tak przygotowaną bazę zalewamy bulionem, dodajemy odmierzone winko i miksujemy na jednolitą masę. Doprawiamy pieprzem, gałką (najlepiej świeżo otartą), ewentualnie solą, jeżeli ktoś uznałby, że jest to konieczne. Tak przygotowany krem stawiamy jeszcze na gaz na około 15 - 20 minut. Zupa jest niezwykle aromatyczna i rozgzrwająca! Niech tylko nie odstraszy Was kolor!Najlepiej serwować ją posypaną serem Gruyere lub parmezanem, a do tego grzanki lub paluchy z ciasta francuskiego (przepis na paluchy podam w kolejnym poście)!
Bon appétit!

Ps. Dokładnie 11 listopada 2008 na Sumie został  opublikowany pierwszy post. Oficjalnie zatem to właśnie dzisiaj obchodzimy 2 urodziny. Jubileuszowe Menu przygotowałyśmy razem z Ariadną, przy okazji naszego spotkania w Hiszpanii, a kilka postów wcześniej opublikowałyśmy filmiki z naszego wspólnego kucharzenia (klik1, klik2).
Wszystkim czytelnikom serdecznie dziękujemy za uwagę i miłe słowa!
SWS 

10 listopada 2010

GRUSZKA Z PIECA...

z dodatkiem osnówek granatu i ciemnej czekolady.


Gruszki to chyba jeden z moich ulubionych owoców, dlatego często pojawia się w naszych przepisach, zarówno tych deserowych (klik, klik, klik) jak i wytrawnych (klik, klik)
Gruszka - owoc dzieciństwa, złota jesień, piękne kolory, dywany z kolorowych liści, spacery polną ścieżką przez olbrzymi park (przynajmniej takie robił wrażenie, gdy miałam 5 czy 6 lat), zakupy na straganach warzywnych i oczywiście pełne skrzynie gruszek! Chyba klapsy najbardziej utkwiły mi w pamięci, dorodne, kolorowe i soczyste!
Ostatnio miałam ochotę na jakiś dobry deser, ale niestety w lodówce nie było wielkiego wyboru, aż tu nagle przypomniałam sobie o dwóch dorodnych gruchach, które zostawiłam w koszyczku (miały dojrzewać). Szybka decyzja: piekarnik się nagrzewa, obieram gruszki, wyciągam cukier waniliowy (domowej roboty z prawdziwą wanilią wg.przepisu z brulionu), wyciskam sok z połówki cytryny i zastanawiam się jak by tu urozmaicić ten przepis...
Jeszcze raz penetruję lodówkę i w oczy rzuca mi się połówka granatu! Jeszcze tylko 2 kostki gorzkiej czekolady, którą prawie zawsze mam w kuchni i finito!

Ps. O zaletach granatu pisała już kiedyś Ariadna. 
Reasumując...


Potzrebne składniki:

- 2 soczyste gruszki
- sok z połowki cytryny
- ok. 2 łyżeczki cukru waniliowego
- 2 kostki gorzkiej czekolady
- 2 garści osnówek granatu

Przygotowanie:


Gruszki myjemy i osuszamy (nie obieramy ze skórki), kroimy na połówki i usuwamy gniazda. Przygotowane owoce skrapiamy sokiem z cytryny, tak aby w zagłębieniu zostało kilka kropel soku. Na sam koniec posypujemy całą powierzchnię gruszki cukrem z prawdziwą wanilią, wkładamy do naczynia żaroodpornego lub na zwykłą blachę i wstawiamy do nagrzanego pieca (ok. 160 stopni). W zależności od rodzaju gruszek i mocy piekarnika, pieczemy je około 20 minut, na ostanie 5 minut można przewidzieć funkcję grill/podpiekanie od góry. Gorące gruszki posypujemy wiórkami czekoladowymi i podajemy z kryształkami granatu. 
To bardzo prosty, a zarazem elegancki deser. 
Smacznego,
SWS

8 listopada 2010

SEZON NA DAKTYLE...

...czyli kilka słów o daktylowcu właściwym (Phoenix dactylifera).

świeże daktyle
 
Palmy daktylowe mogą osiągać nawet do 30 metrów wysokości, a na samym szczycie króluje piękny pióropusz składający się z 80 – 120 pierzastozłożonych liści o długości dochodzącej do 6 m .
Plantacje Phoenix dactylifera  umiejscowione są w Afryce, Azji oraz południowej część Stanów Zjednoczonych. 

 daktylowiec obsypany jeszcze zielonymi jagodami - sierpień

Mało kto wie natomiast, że Hiszpania (właśnie Elche i okolice ) jest jedynym krajem europejskim, obok Malty, w którym uprawia się palmę daktylową. O Palmeral de Elche (Palmowy Gaj - największe skupisko palm w Europie, wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. ) już wspominałam jakiś czas temu, wtedy jeszcze daktyle były zupełnie zielone, teraz można je już schrupać, bo właśnie świeże daktyle są chrupiące i dość twarde. Trudno określić ich smak, mają jednocześnie coś słodkiego i cierpkiego w sobie, nawet troszkę przypominają świeże orzechy...
Mi bardzo posmakowały, warto spróbować, jeżeli tylko nadarzy się ku temu okazja! 
Więcej o daktylowcu przeczytacie tutaj

 
Suma Wszystkich Smakow w Huerto del Cura 

Do zobaczenia pod palmami, 

SWS

5 listopada 2010

SAŁATKA RUKOLA-GRUSZKA...

...ze spacjalną dedykacją dla miłośniczki rukoli: Ani P.


Piękne słońce chowa się za Sierra de Crevillente, powoli zapada zmierzch, zapowiada się bardzo ciepły wieczór, choć cały dzień był bardzo wietrzny. Pięknie i cieplutko w tej Hiszpanii, a palmowy krajobraz ciężko byłoby przenieść do Polski. Mimo tych bajecznie wakacyjnych klimatów i radosnej naturze tubylców, przychodzą chwile, kiedy łezka w oku się kręci na samą myśl o tym, co zostało w krakowie, a raczej o tych osobach, które tam są. Ploteczki przy kawie (w przerwie między jednym, a drugim zamówieniem), dobry obiadek domowy (przyniesiony w plastikowym pojemniczku, a odgrzany w mikrofali tak koło południa), wypasiona czekolada od Pitera (zawsze najwyższej jakości), wspaniałe koktajle owocowe (hit lata), no i jesienne orzecho-branie  na rybitwach (Ania P i reszta Ekipy dobrze wie o czym piszę). Czasami nawet z sentymentem patrzę na kalosze, które niejednokrotnie, w ostatnim sezonie ułatwiały dojście do biura. Nie mówiąc już o Rudej, pierogach i plackach ziemniaczanych (teraz smakowałyby pewnie jeszcze lepiej).
Koniec tych wspomnień, żeby zbytnio się nie rozczulić, jedna łezka wystarczy!

Sierra de Crevillente i zachód słońca

Wracająć do tematu, przepis na sałtkę znalazłam na tej stronce (klik-tu), od razu mi się spodobał i momentalnie skojarzył z gustami wspomnianej Ani.
Smak jest niepowtarzalny, wyrazisty, intrygujący. 

Potrzebne składniki:
(lekko zmodyfikowałam pierwotny przepis)

- 1 opakowanie rukoli
- 2 pół-miękkie, soczyste gruszki
- garść tartego parmezanu (może też być parmezan w piórkach)
- garść orzeszków piniowych (można je zastąpić płatkami migdałowymi, które są znacznie tańsze)


Sos:

- sok z 1 limonki (może być też z cytryny)
- 2 łyżki oliwy
- 1 ząbek przeciśniętego czosnku
- szczypta cukru
- szczypta soli
- 1/3 łyżeczki pieprzu 

Przygotowanie:


Rukolę płuczemy i osuszamy. Gruszki myjemy (jeżeli mają ładną skórkę nie obieramy), kroimy na połówki i usuwamy gniazda nasienne. Następnie siekamy wzdłuż na bardzo cienkie plasterki, niemal laserowo (niczym szynkę parmeńską, aż przezroczysta pod światło). Następnie przygotowujemy sos: wyciskamy sok z limonki, wlewamy do miseczki, dodajemy oliwę oraz przyprawy i czosnek, dokładnie mieszamy, do momentu połączenia oliwy z sokiem.
Rukolę wykładamy na talerze (lepiej taką sałatkę przygotować w indywidualnych porcjach- lepiej się prezentuje), następnie wykładamy plasterki gruszki, posypujemy orzeszkami pini i prószymy tartym parmezanem. Przed samym podaniem polewamy przygotowanym sosikiem.

Smacznego,
SWS 

4 listopada 2010

ZUPA MARCHEWKOWO-POMARAŃCZOWA...

...czyli ciąg dalszy urodzinowego menu i portugalski czar.


Minął tydzień od Twojego wyjazdu Droga Ariadno, a za mną już chodzi smak zupki, którą razem przygotowałyśmy. Gęsta, rozgrzewająca i niezwykle aromatyczna (o portugalskim kremie marchewkowym Ariadna kiedyś pisała już tutaj).
Warto było obrać kilogram marchewek, absolutnie!
Kiedy myśle o pomarańczach, przypomina mi się cytat, który umieściłaś w dedykacjach na pierwszej stronie przewodnika po Portugalii: "Dobrze mi tutaj, uwielbiam bowiem pomarańcze". To bardzo prosta odpowiedź Lorda Byrona na pytanie pt. za co można kochać Portugalię?
Teraz, przygotowując kolejny raz naszą zupę, pomyślę o Tobie, Byronie i o Waszej Portugalii (którą będę chciała jeszcze raz odwiedzić)...

Potrzebne składniki:


(Porcja na ok.3-4 osoby)

- 6 dość dużych marchewek
- 1,5 szklanki dyni pokrojonej w kostkę
- 1 cebula
- 2 ząbki czosnku
- 2 pomarańcze
- około 750 ml bulionu (wegetariański lub z kostki)
- sól, pieprz, papryka ostra do smaku
- bagietka lub grzanki

Przygotowanie:


Marchewki obieramy i kroimy w plasterki, cebulkę i czosnek siekamy. Do rondla lub na głęboką patelnię wylewamy 2 łyżki oliwy, a kiedy tłuszcz się rozgrzeje wsypujemy pokrojone marchewki i zmniejszamy gaz. Po 10 minutach dodajemy cebulkę, a po kolejnych 5 czosnek. Kiedy marchew będzie na pół-miękka, dorzucamy pokrojoną w kostkę dynię i smażymy jeszcze około 7 minut. Następnie dolewamy około 500 ml bulionu i jeszcze chwilkę dusimy  warzywa pod przykryciem (do miękkości). Pomarańcze parzymy, z 1/2 sztuki ścieramy skórkę (na drobnych oczkach), z obu pomarańczy wyciskamy sok. Kiedy marchew i dynia są już mięciutkie, dodajemy sok i skórkę z pomarańczy i całość miksujemy na krem. Jeżeli zupa wydaje się nam zbyt gęsta, dolewamy resztę bulionu lub wody. Tak przygotowaną zupę doprawiamy pieprzem, solą (jeżeli to konieczne) oraz ostrą papryką, podajemy z grzankami lub chrupiącą bagietką, świetnie smakuje również z prażonymi pestkami dyni. Grzeje niczym portugalskie słońce i rozsiewa aromat ukochanych owoców Byrona...


Smacznego,
SWS
 

Kto jest z nami...