Suma Wszystkich Smaków

29 listopada 2008

ratatouille w andrzejkową noc


Z placu przyniosłam kosz pełen świeżych warzyw aby zrobić moje ulubione danie wegetariańskie czyli prowansalskie ratatouille. Doskonałe by podać je z mięsem, rybą lub po prostu z chlebem.

C´est très facile i świetny pomysł, by w andrzejkową noc, napełnić brzuchy wszystkich gości! 

2 kabaczki, 
1 bakłażan, 
2 papryki: czerwona i zielona, 
4 pomidory, 
czebula, 
czosnek, 
tymianek, 
zioła prowansalskie,
natka pietruszki
pieprz i sól

Kabaczki i bakłażany myjemy a następnie kroimy w grubą kostkę, paprykę czyścimy z pestek i kroimy w paski, pomidory obieramy z skórki i kroimy w ćwiartki, a cebulę w krążki. Na patelni (najlepiej takiej, co ma przykrywkę) rozgrzewamy oliwę z oliwek i szklimy cebulę. Dodajemy pokrojone kabaczki i bakłażany i czosnek. Po paru minutach dorzucamy pomidory. Wszystko to przykrywamy i zostawiamy na małym ogniu by się dusiło we własnym sosie. Od czasu do czasu mieszamy. Po około 40 minutach można zdjąć przykrywkę, przyprawić posiekaną natkę piertuszki, ziołami, tymiankiem, solą i pieprzem. Pozostawić na ogniu jeszcze przez 15 minut. Ratatouille można jeść na ciepło, posypane np. serem feta. Możemy serwować je z mięsem z grila, albo z rybą. Można je również pozostawić do ostygnięcia i serwować na zimno. "chłodną wersję" polecam jednak na letnie, gorące dni. A teraz, w ten zimny listopadowy dzień à table mes amis bo wystygnie! Bon apetit!

***

Teraz w rozgrzanej patelni po ratatouille topimy wosk, a puste i wylizane głębokie talerze napełniamy zimną wodą. W międzyczasie przygotowujemy klucz... 

i co(,) wyszło? 

19 listopada 2008

Ginjinha czyli wiśniowa tajemnica


Skoro mowa o kuchni i tradycjach portugalskich, to nie sposób nie wspomnieć o Ginjini czyli najpopularniejszym wiśniowym likierze w Lizbonie i okolicach. Skosztować ją można w samym centrum stolicy Portugalii, zaraz przy Rossio, a dokładniej na Largo de São Domingos. Serwowana jest w plastikowych kubeczkach i spożywa ją się przed knajpką na ulicy. Ot taki zwyczaj! W naszej wycieczce kulinarnej, nie może zabraknąć przystanku przed knajpką z Ginjinhą!


Ginjinha (czyt. żinżinia) zrobiona jest z ginjas, czyli niczego innego jak wiśni - łac. Prunus Cerasus z dodatkiem specyficznej portugalskiej wódki, czyli aguardente. Jej smak jest mocno owocowy i słodki. Możemy poprosić o kubeczek pełen likieru i nasączonych alkoholem owoców, albo wybrać opcję bez wiśni. W lecie pije się ją lekko schłodzoną. Nie podam na razie przepisu na ginjinhę, bo to ponoć sekret pilnie strzeżony. Chyba, że wykradnę go kiedyś od tutejszych właścicieli "pijalni likieru" i wtedy nie zawaham się podzielić tą wiśniową tajemicą. A póki co, to Saúde, czyli Na Zdrowie!

15 listopada 2008

kolendra czyli niezłe ziółko!


Kolendra, czyli po portugalsku coentro (łac. coriandrum) to postawowa przyprawa stosowana w kuchni portugalskiej. Jest bardzo podobna do natki pietruszki (port. salsa), ale ma zupełnie inny, powiedziłabym mocniejszy, smak. Portugalczycy postępują z nią właśnie tak, jak my z natką pietruszki, czyli posiekaną "wrzucają" niemal do wszystkigo. To ona właśnie sprawia, że potrawy portugalskie mają specyficzny smak. Tego zioła aromatycznego używa się bez opamiętania, przede wszystkim w południowych regionach kraju (Alentejo, Algarve). Kolendra wchodzi w skład wielu dań rybnych i mięsnych, a nawet stanowi dodatek do zup (np. krem z marchewki z kolendrą czyli creme de cenoura com coentros). Do wielu dań podaje się też ryż w pomidorach czyli arroz de tomate, którego sekretem jest właśnie ta przyprawa (przepis już niedługo!).

Kolendra zajmuje więc czołowe miejsce w portugalskiej gastronomi i dlatego uznałam, że ma prawo do osobnego posta :)

Z ciekawostek, to właśnie kolendra jest jednym z głównych składników indyjskiej przyprawy curry. Bo ta roślina pochodzi właśnie z Indii i stamtąd przywędrowała do Europy i najwidoczniej pokochała Portugalię! Słyszałam opinie, że albo się ją polubi od razu, albo do jej smaku trzeba się po prostu przyzwyczaić. Mi kolendra przypadła do gustu i w moim portugalskim gotowaniu z pewnością jej nie zabraknie!

grzechu warte Cannelloni ze szpinakiem


Postanowiłam dodać przepis na moje ulubione włoskie danie, czyli cannelloni. Te rurki z makaronu są po prostu pyszne! Moja przygoda kuchenna z tym włoskim przysmakiem zaczęła się niedawno. Zobaczyłam gotowe rurki w sklepie i postanowiłam "coś z nimi zrobić" :) Jak się okazało, wyszło całkiem smaczne danie! Próbowałam już z mięsem mielonym, ale jednak najbardziej smakują mi ze szpinakiem. Tak na prawde nadzienie to inwencja twórcza! Polecam więc wszystkim, którzy mają na "coś" ochotę, ale nie wiedzą na co, i mają czas, by postać trochę przy garach. A warto!


Do zrobienia tego pysznego "rurkowatego" dania użyłam:

- prawie całe opakowanie cannellonni (250 gr, np. Riscossa albo Buitoni - nie wymagają wcześniejszego gotowania) 
- świeży szpinak (ale może być też mrożony, jednak nie ma jak smak świeżego)
- 1 cebulę (pokrojoną w kostkę)
- dwie marchewki
- jednego pomidora obranego ze skórki
- ząbek czosnku
- sos beszamelowy (czyli np. ja go robię z mleka i mąki plus przyprawy, ale są inne szkoły np. ta)
- odrobinę przecieru pomidorowego
- 2 listki świeżej bazylii (można je wcześniej posiekać)
- trochę startego sera żółtego do posypania

Najpierw gotujemy szpinak i marchewki. Może być w jednym garze, albo w osobnych, jak mamy zmywarkę :) Gdy będą już miękkie odcedzamy. Przygotowujemy patelnię i na rogrzanej oliwie z oliwek podsmażamy cebulkę i czosnek, a następnie dodajemy szpinak i pokrojone drobno miękkie już marchewki. Zaraz później dorzucamy pomidora i pozostawiamy wszystko na ogniu kilka minut. W między czasie można przygotować sos beszamelowy, ale nie za dużo: powiedzmy z 2 szklanek mleka i 1 łyżki mąki. Wszystko to doprawiamy solą, pieprzem i gałką muszkatołową i ciągle mieszamy, aż do uzyskania gęstej papki. (To chyba najbardziej nudna część programu i już rozumiem dlaczego beszamel można kupić gotowy!) W międzyczasie zdejmujemy z ognia patelnię, by się nasz szpinak troche ostudził. Teraz już tylko pozostaje nadziać wszystki canellonni szpinakiem. (Pójdzie w ruch łyżeczka, albo po prosty palce). Układamy pełne szpinaku rurki obok siebie w żaroodpornym naczyniu i tak tworzymy pierwszą warstwę. Polewamy ją połową sosu beszamelowego i odrobiną koncentratu pomidorowego oraz posypujemy posiekanymi listkami bazylii. Na tym formujemy drugą "rurkową" warstwę, którą na końcu również polewamy sosem beszamelowym i posypujemy żółtym serem. Ważne jest, by wszystkie cannellonni były pokryte sosem, inaczej będą twarde! Wkładamy do gorącego piekarnika na ok. 40 minut, "kukając", co jakiś czas, czy nic się nie przypala! :)  

No i jak Wam smakuje? buonissimo!!!


14 listopada 2008

bacalhau com natas


Skoro się tyle nagadałam o bacalhau to czas na jakiś przepis. Postanawiam zacząć od klasycznej potrawy portugalskiej czyli Bacalhau com natas, co w wolnym tłumaczeniu oznacza Dorsz w śmietanie. Co najlepsze, jak wiemy, nie jest to zwykły dorsz i na dodatek, nie jest on żadnej w śmietanie! Więc, co to takiego? a więc to zapiekana, odsolona i ugotowana ryba w sosie beszamelowym, z ziemniakami i czarnymi oliwkami. Zrobiłam wczoraj i podzielę się sekretem :)

Co potrzeba, by zadowolić podniebienia 4 osób i nasycić ich żołądki?

- 400 gr bacalhau (najlepiej już rozdrobniony na kawałeczki)

- pół kilo ziemniaków pokrojonych w kostkę

- trochę zielonej pietruszki do smaku (i dla koloru)

- 1 cebulę drobno pokrojoną

- czarne oliwki

- żółtko jajka

i do przygotowania sosu beszamelowego (bo można też kupić gotowy, ale to wersja dla leniwych :)

- 700 ml mleka

- 1 łyżka masła 

- 3 łyżki mąki

- sól, pieprz, gałka muszkatołowa

Przygotowanie:

Zaczynamy od namoczenia bacalhau w wodzie z odrobiną mleka. Najlepiej ok. 12 godzin przed planowanym gotowaniem zamaczamy suchą rybę i po czterech godzinach wymieniamy mu wodę, a czynność tą powtarzamy przynajmniej 3 razy. Nasza ryba powinna się przez ten czas odsolić. Następnie umieszczamy ją do garnka, i gotujemy jakieś 20 minut w nieosolonej wodzie! W tym czasie robimy sos beszamelowy (tutaj dokładna instrukcja), czyli łączymy mleko z mąką i masłem, doprawiamy solą (bardzo delikatnie, bacalhau nawet po odsoleniu i ugotowaniu odda sól całej mieszance), pieprzem i gałką muszkatołową i ciągle mieszamy do uzyskania gęstej i jednolitej masy. Potem, (albo w tym samym czasie, jeśli mamy pomocnika :) smażymy na oleju ziemniaki pokrojone w kostkę i jak już będą gotowe wyławiamy je na talerz. Na tą samą patelnię wrzucamy cebulę i ugotowanego już bacalhau´a i natkę pietruszki. Gdy się, wszystko podsmaży, wrzucamy ziemniaki, rybkę z cebulą i natką do sosu beszamelowego. Mieszamy dobrze wszystkie składniki i gotową masę wylewamy na wysmarowaną tłuszczem blachę. Na wierzchu naszej masy możemy rozprowadzić żółtko jajka i wysypać tarty ser, a na koniec udekorować danie czarnymi oliwkami . Wszystko to zapiekamy przez 20 minut w silnie nagrzanym piekarniku. Smacznego!

A! jedna uwaga! nie dodajemy soli do ziemniaków, ani do bacalhau´a, bo ryzykujemy przesoleniem! Pamiętajmy, że ryba sama w sobie już jest słonawa!

W Polsce ciężko będzie o takiego dorsza... ale już myślałam, żeby wypróbować ten przepis z inną rybą o mocnym smaku... Może z tuńczykiem? co sądzicie? może ktoś się pokusi, zrobi i się pochwali?

Bom apetite!

SWS 

13 listopada 2008

Ale POMIDORKI, TO WYBIERAM JA :) !!!!!












Taki oto tekścik usłyszał od straganowego sprzedawcy nasz Zaprzyjaźniony Konsument (ZK).

I szczerze mówiąc, wcale się nie dziwię, że taka reakcja pana X lekko zirytowała ZK!

Bo niby czemuż to gruszeczki można wybrać samemu, ogóreczki podobnie, nie ma większego problemu z jabłuszkami czy buraczkami, a pomidorków ruszać nie wolno !!

Czy ktoś jest to w stanie logicznie wytłumaczyć ?? (Serdecznie zapraszam do podzielenia się uwagami wszystkich konsumentów, którzy do nas trafią!)

Mi przychodzą do głowy pewne hipotezy, a mianowicie :

- cena pomidorków jesienią wzrasta, więc stają się cennym towarem...

- pomidorek jest dość miękki i prawdopodobnie łatwo go ugnieść...

- a może Pan ze straganu po prostu nie lubi jak obcy ludzie ugniatają, dotykają czy macają jego piękne, czerwone pomidorki (z fr. pomme d'amour : jabłko miłości)

- a czy przypadkiem Pan X nie dobiera nam gorszych jabłuszek miłości, które ma pod ladą, a te piękne, czerwone okazy mają tylko nacieszyć oko klienta...

Tak czy siak, KLIENT NASZ PAN, a sprzedawca nie powinien odwodzić, a tym bardziej uniemożliwiać mu tak istotnego wyboru...POMIDORKA !!!!!

A od pomidorka wiele zależy, ale o tym opowiem w kolejnych postach :)



PS.
Życzę trafnych wyborów !!

bacalhau - wierny przyjaciel


Zanim przejdę do prezentacji dań portugalskich, muszę przedstawić tę oto rybę, boginię portugalskiej kuchni. Bacalhau to nic innego jak Dorsz Atlantycki (łac. Gadus) pomimo jego dziwacznego, "suchego" wyglądu. Skąd taka metamorfoza?
Otóż, za czasów Wielkich Odkryć Geograficznych, Portugalczycy wyprawiali się na odległe morza i oceany i tam łowili nieznane dotąd im ryby. Okazało się, że dorsz, jako jedyny, świetnie nadaje się do zakonserwowania w soli i dzięki temu "przetrzymywał" wiele dni morskiej podróży, aby później zostać podany na portugalskim stole. Taki sposób konserwacji okazał się doskonały i wiele statków rybackich wyruszało na połowy tej ryby aż do brzegów świeżo odkrytej Kanady. To właśnie stamtąd pochodzi dorsz, który żywił przez wieki naród portugalski. Gospodynie domowe, dzień przed przyrządzeniem tej ryby, zatapiały słony i suchy płat w wodzie z dodatkiem mleka, a następnie kiklakrotnie wymieniały wodę, by odsolić dorsza. Gotowy do spożycia stał się inspiracją kulinarną i stąd tyle różnych przepisów na Bacalhau (ponoć 365). Statki powracały z ogromną ilością tej ryby i stała się ona chlebem powszednim. Niska cena i specyficzny smak spowodowały, że bacalhau nazwano fiel amigo, czyli wiernym przyjacielem ludu.



Dziś trudno sobie wyobrazić kuchnię portugalską bez tego słonego dorsza. Po II Wojnie Światowej ceny żywności znacznie wzrosły, a rybołóstwo pogrążyło się w kryzysie. Wierny przyjaciel stał się za drogi, by móc spożywać go codziennie. Pozostała jednak tradycja i miłość do słonego dorsza. Dalej jest on głównym wigilijnym daniem na każdym stole portugalskim, bo przecież prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie! 

diabelskie piri-piri


Muszę wyznać moją miłość do wszelkiego rodzaju papryki i jej odmian. Zanim opublikuję tu moje ulubione papryczane dania, przedstawiam Wam diabelskie piri-piri, czyli bardzo ostrą paprykę, afrykańską kuzynkę chili. Pochodzi ona z Mozambiku, czyli dawnej portugalskiej kolonii. i właśnie dlatego jest ona tak bardzo popularna w kuchnii portugalskiej. Można kupić piri-piri na wagę, albo jako suszoną zmieloną przyprawę. Jej zastosowań są tysiące, i służy do nadania pikantnego smaku potrawom mięsnym i rybom. Papryczkę tą w Portugalii nazywają również malagueta albo jingungo i podobno to synomimy... Poszperałam trochę na paprykowych forach i faktycznie zdanie są podzielone i ciężko dociec prawdy. Prawdą jest jednak, że jest to bardzo pikantna papryka i trzeba ostrożnie się z nią obchodzić :) ale, w dobrych proporcjach, jest niezastąpioną przyprawą w kuchni. Uważa się, że piri-piri (i inne ostre papryczki) ma działanie dobroczynne dla zdrowia. Przede wszystkim wspomaga trawienie - pobudza wytwarzanie kwasów żołądkowych i jest źródłem witaminy C. Więcej o tych "diabłach" na stronach Ostrej Kuchni, gdzie można znaleźć informacje o wszystkim, co pikantne. A ja zapraszam na wspólne portugalskie gotowanie z piri-piri i nie tylko! a przepisy już wkrótce!

12 listopada 2008

BURACZANY SOK


Tym razem proponuję zmienić warzywo i przeskoczę prosto z dyni na buraka czerwonego, delikatna odmiana barwy i gabarytu, ale zdrowie i dobra cena pozostaną wspólnym mianownikiem tych roślin (pamiętajmy, że kryzys może nadejść w każdej chwili : !!).
Historia buraka sięga czasów starożytnych. Grecka bogini miłości - Afrodyta zawdzięczała im swą urodę. Już 2000 lat p.n.e. w Babilonie stosowano liście buraka w celach leczniczych. W Polsce jadano buraki na dworze króla Władysława Jagiełły.
W Polsce burak (to warzywko oczywiście) kojarzy się głównie z barszczem i ćwikłą. I to oczywiście wchodzi w skład naszych pysznych, sztandarowych dań.


Ale teraz historia będzie mniej istotna;
Zastanówmy się raczej jakie dobra kryje w sobie ten buraczany korzeń, a jest ich kilka...
Burak dostarcza :białko, cukry, witaminy C i B, kwas foliowy, karoten, mikro- i makroelementy (wapń, magnez, potas, sód, żelazo), betaninę - barwnik buraków czerwonych mający działanie bakteriostatyczne.
Betanina w nim zawarta zwiększa odporność organizmu; substancjie pektynowe ułatwiają trawienie, obniżają poziom cholesterolu, przeciwdziałają miażdżycy i hamują procesy gnilne w jelitach; zawarta w nim witamina B wspomaga proces tworzenia się czerwonych krwinek;
Potrawy z buraka wskazane są przy anemii i nerwicy.
No i ile taki burak potrafi !!!!

Ja natomiast, na sezon jesienno-zimowy i nie tylko, chciałabym serdecznie polecić regularne popijanie kiszu buraczanego. Najlepiej pić go rano i wieczorem, można przegryzać jabłkiem, podobno lepiej smakuje, a i usuwanie toksyn z organizmu będzie ułatwione (to najnowsza obserwacja znajomych konsumentów:).
Stwierdzono, i to już dość dawno, że częste picie kwasu buraczanego pomaga w leczeniu anemii, zaparć, depresji, nadciśnienia.
Jest jednak jedno małe ALE, burakom powinni powiedzieć NIE cukrzycy !!!

A teraz szybciutko powiem jak przygotować taki kiszony soczek :

Będziemy potrzebować :

- 3 buraki (podobno najsmaczniejsze są buraki o średnicy nie większej niż 8 cm i odmiana dlugich buraków)

- Ok. 2 l letniej, przegotowanej wody

- 1 ząbek czosnku

- 1 kromeczka czerstwego chleba

- naczynie gliniane lub słoik


Jak to zrobić ?

Nic trudnego, obrane, pokrojone na plastry surowe buraki wrzucamy do odpowiednio dużego naczynia, wrzucamy czosnek i kromkę chleba, a na koniec zalewamy letnią wodą;
Odstawiamy w ciepłe miejsce na ok. 3-5 dni (podobnie jak z ogórkami małosolnymi), jeżeli sok już się kisi, wyjmujemy chleb i albo "dokiszamy" w ciepłym miejscu 1 dzień, a jeżeli smak nam odpowiada przecedzamy i zlewamy do naczynia, w którym będziemy przechowywać ukiszony sok (teraz już w lodówce!!).
Staramy się pić regularnie :)

Życzę zdrówka !!!!!!

SWS


KREM Z DYNI

Tak jak obiecałam: ekonomicznie, smacznie i zdrowo!

Rodzinny okaz! Dojrzewający w najlepszych warunkach...

Dyniobranie zakończone! Kiedy ścinałam dorodne dynie, naszedł mnie lekki smutek, bo  długi czas będzie trzeba czekać, aż wyrosną nowe i w ten wyjątkowy sposób ozdobią ogród...
Ale wracajmy do zadania: krem z dyni...


A oto składniki, które ułatwią nam jego wykonanie:

- 1 duża Cebula
- Czosnek 2 – 3 ząbki
- Dynia – ok 1,5-2 kg
- 1 łyżeczka Oliwy
- 1 łyżka Masła
- Śmietana kwaśna lub w kartoniku 18 %
- Bulion (może być z kostki) ok 1.5 litra


Jak to zrobić?


Cebulę pokroić w kosteczkę, w rondlu rozgrzać masło z łyżeczką oliwy, wrzucić cebulę, zeszklić, dodać przeciśnięty czosnek, podsmażyć przez 2 min.
Dodać dynię obraną i pokrojoną w kostkę, 1 min podsmażyć wszystko, wlać bulion
Gotować ok 30-40 , doprawić pieprzem, chili, zmiksować blenderem;
Podawać z kleksem śmietany (lub śmietanki 18 % z kartonika) , ale dodajemy ją dopiero na talerzu.
à table!
Czas oczekiwania: ok. 50 min.
Uczucie towarzyszące spożyciu: aksamitne podniebienie, niebo w gębie :)
Smacznego,
SWS
PS.
Staramy się nie wylizywać talerza, choć żółciutki krem kusi !! :)

11 listopada 2008

Święty Marcin i kasztany

W Polsce Święto Niepodległości, a w Portugalii São Martinho czyli święto kasztanów i winaKasztan jadalny jest bardzo popularny w Europie Zachodniej, a podobno najlepsze kasztany są na Placu Pigalle. Pewnie i są wyjątkowe - zważając na wyjątkowy charakter tego miejsca, ale w Portugalii, też są niczego sobie, a pieczenie kasztanów w Świętego Marcina stało się już tradycją. Dawniej - zanim na stoły Europejskie trafił ziemniak (XVII w), kasztan był podstawą wyżywienia i gościł w różnej postaci w kuchni portugalskiej (puré, zupa, kasztany gotowane itp.). Dzinaj najpopularniejsze są kasztany pieczone. Kupić je można na każdym rogu, a piecze się je w specjalnych piecach-wózkach na ulicy:


Kasztany można też kupić w sklepie na wagę i upiec je w domu samemu w piekarniku. To bardzo proste! Potrzebować będziemy do tego jedynie gruboziarnistą sól, aby posypać kasztany, dobry nóż do nacinania by łatwo się je obierało później, blachę i rozgrzany piekarnik. Pod spodem zdjęcie naciętych kasztanów prosto z targu i przepis:


Kasztany (jadalne!) opłukać, by lepiej złączyły się z solą, następnie każdego z osobna naciąć, ale nie przekrajać! Rozłożyć równomiernie w formie, lub innym naczyniu podobnym do blachy, mocno posolić (im więcej soli tym lepiej, najlepiej gruboziarnistej, ale może być też zwykła! sól nada dobrego smaku kasztanom, ale nie obawiajmy się, nie będą za słone!) i włożyć do silnie rozgrzanego piekarnika na 30 minut. PYCHA! można też upiec je w ognisku, tak jak ziemniaki! PALCE LIZAĆ!

  SMACZNEGO!!!



Jesienna Dynia


Witam serdecznie, mamy piękny, jesienny dzień.
Jakiś czas temu zebrałam letnie plony, długo oczekiwane dynie, z lac. Cucurbita.
Ten piękny owoc, a raczej warzywo z rodziny dyniowatych, jest podobno jedną z najstarszych roślin znanych na ziemi, a niektóre jej odmiany były uprawiane już 10 tysięcy lat temu przez Peruwiańczyków!!!
A w tamtych rejonach kuli ziemskiej, z tego co wiem, starają się jeść dobrze i tanio, a to dość cenna informacja w dobie kryzysu którym nas straszą media!! Zaraz postaram sie dojść do tego, co dobrego mieści się w tej złotej kuli, która poniekąd była niegdyś bardzo pomocna w seansach spirytystycznych, a nawet stosowano ją do celów leczniczych.
Ameryki więc nie odkryjemy, ale postaram się przekonać wszystkich niedowiarków i tych jeszcze niepoinformowanych, o wartości tej pięknej, okazałej, płożącej się w finezyjny sposób rośliny.
Okazuje się, że dynia jest źródłem węglowodanów, białka, tłuszczu, pektyn, kwasów organicznych, B-karotenu oraz ważnych witamin: C, B1, B2, B6, PP. Jest bardzo ceniona w żywieniu dzieci; można z niej przygotować cudowne papki i kleiki o jakże zachęcającym kolorze !!
Ponadto składniki w niej zawarte wspomagają zachowanie równowagi zasadowo-kwasowej w organiźmie.
Pestek dyni nie wyrzucamy !!! Zawierają bowiem cynk i lecytynę, które poprawiają pracę mózgu (każdego dnia byłoby fajnie schrupać garstkę tych nasion w zastępstwie chipsów i obserwować efekty :)) !!
Jak zdążyłam zauważyć i doczytać, dynia jest dość sycąca, a zawiera stosunkowo mało kalorii (28 kcal w 100 g miąższu) !!!!
Zapraszam zatem do wyhodowania, a w tym sezonie to już raczej jedynie nabycia choć jednego okazu Cucurbita , bo można z niego przygotować wiele smacznych i nowoczesnych dań.
Ja postaram się zaproponować kilka szybkich, zdrowych i apetycznych sposobów podania.  Dyniowe przepisy będą pojawiały się co jakiś czas na naszym blogu, serdecznie zapraszamy do śledzenia naszych poczynań (nie tylko tych dyniowych :)).





 

Kto jest z nami...