Okazuje się, że nie tylko my mamy coś takiego jak faworki. W Kolumbii podobne słodkości (hojuelas) smaży się już podczas Świąt Bożego Narodzenia, są to tak zwane dulces de Navidad (czyli bożonarodzeniowe słodkości), a w Hiszpanii (głównie w Galicji) podobny smakołyk również pojawia się w czasie karnawału, a nosi dość zabawną nazwę: orejas de carnaval (czyli karnawałowe uszy, z uwagi na ich kształt). Słowo hojuela natomiast jest zdrobnieniem rzeczownika hoja (liść, kartka) i dotyczy zarówno kształtu (ciastko może mieć kształt nieregularnego listka) jak i przygotowania ciasta, które wałkujemy bardzo cieniutko (na grubość kartki papieru, liścia). Kolumbijskie odpowiednik faworków ma najczęściej kształt nieregularnego trójkąta, czworokąta lub kokardki i podobnie jak nasz chrust, smażony jest w głębokim tłuszczu. Jeżeli macie ochotę na jeszcze jeden karnawałowy eksperyment, to serdecznie zapraszam na kolumbijską przygodę!
Potrzebne składniki:
(przepis dostałam od znajomej Kolumbijki)
- 250 g mąki pszennej
- 2 łyżki miękkiego masła
- 1/2 łyżeczki soli
- 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1/3 łyżeczki sody oczyszczonej
- 2 łyżeczki cukru waniliowego
- 1 żółtko
- sok wyciśnięty z 1 pomarańczy z dodatkiem 2 łyżek gorącej wody
- skórka otarta z 1 pomarańczy
- 3 łyżki alkoholu
(w przepisie oryginalnym często dodaje się anyżówkę, ja użyłam rumu, ale może to być spirytus lub wódka)
- dodatkowo cukier puder do oprószenia
- olej/inny tłuszcz do smażenia
- olej/inny tłuszcz do smażenia
Przygotowanie:
Mąkę przesiewamy z proszkiem i sodą do miski lub na stolnicę, dodajemy 2 łyżki masła i zagniatamy, kolejno dodajemy żółtko, skórkę pomarańczową, cukier waniliowy, sól i mieszamy wszystkie składniki. Następnie, stopniowo dolewamy sok pomarańczowy i alkohol, cały czas wyrabiając ręcznie ciasto, które na końcu powinno mieć jednolitą strukturę (najlepiej sprawdzić to przecinając ciasto nożem na pół), jeżeli ciasto za bardzo się lepi, należy dosypać mąki, natomiast jeśli wydaje się za suche, dolewamy wody lub soku. Tak wyrobione ciasto odstawiamy pod przykryciem na około 20-30 minut, a następnie wałkujemy najcieniej jak tylko się da. Podobnie jak w przypadku chrustu, wycinamy wybraną formę i smażymy na głębokim tłuszczu z obu stron na złoty kolor. Kładziemy na talerz wyłożony papierowym ręcznikiem, czekamy, aż lekko przestygnie i prószymy pudrem.
Smacznego,
SWS
13 komentarze:
super, takie napuchnięte i rumiane :)
porywam kilka i uciekam w dal spałaszować je w towarzystwie latte z pianką :)
Ciekawe kształty, inne od naszych. Podobają mi się.
Niech się zwią jak chcą - kształty mają piękne i na pewno są pyszne!
no patrzcie, oni też?
ale chyba pożyczę od nich ten przepis.
nie obrażą się chyba, jak myślisz? xd
U nas tez sa na karnawal, chiacchiere sie nazywaja :-)Dodatkowo macza sie je w sanguinacio ,kiedys byla to slodka mikstura z krwi i czekolady. teraz robi sie bez krwi.
Pozdrawiam.
Te trójkąty niezwykle ciekawe..
:))
Buziaki
Wspaniałe! Bardzo mnie interesuje świat hiszpańskojęzyczny,w tym i kuchnia oczywiście,a może przede wszystkim.Super,że ją pokazujesz.
Właśnie jadłam włoski odpowiednik naszych faworków, nazywa się... nazywa się "skleroza", moja galopująca skleroza :) Na pewno jakaś blogowiczka z Włoch podpowie... W każdym razie zmierzam do tego, że każdy musi mieć swoje faworki. Twoje, kolumbijskie wyglądają wielce zachęcająco:) Przepis od rodowitej Kolumbijki zapisuję i może warto będzie wypróbować:) Pzdr Aniado Ps. Bardzo smakowite i piękne zdjęcia!
drugie zdjęcie jest niesamowicie apetyczne :)
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze!
Anthony, nie słyszałam o włoskim odpowiedniku (chiacchiere), dziękuję za info.
Aniado, pewnie chodziło Ci właśnie o chiacchiere!
Pozdrawiam serdecznie!
MZ
Śliczne. Juz sam pomysł krojenia ichniego 'chrustu' w trójkąty bardzo go odmienia!
Zrobiłam..są pyszne..
Zrobiłam, są kruchutkie i mięciutkie, byłyby pyszne ale tej soli wydaje mi się troszeczkę zbyt dużo. Słony smak przebija się wyraźnie przez te przepyszności. Zrobię je jeszcze nie raz ale dam małą szczyptę soli.
Prześlij komentarz