Witam serdecznie !
Dzisiaj rozwinę temat Dinozaura w kuchni.
Określenie bardzo mi się spodobało, a weszło do mojego słownictwa od pewnego dnia, kiedy to ktoś nazwał mnie Kobietą Dinozaurem :)
A miało to miejsce w autokarze wypełnionym pracownikami pewnego, krakowskiego biura.
Miałam wtedy około 15 lat i razem z ojcem wybrałam się na narty (wycieczka organizowana przez zakład pracy).
Jak to na narty wypada, zabraliśmy ze sobą wałówkę i piersiówkę.
Piersiówka bardzo się przydała, bo ojciec spotkał w autokarze kumpla z dawnych lat.
Kiedy nastał czas na przekąskę, wyjęłam z plecaka domową, własnoręcznie przygotowaną szarlotkę i poczęstowałam kilku autokarowych sąsiadów, w tym wcześniej wspomnianego kolegę. Ten ze smakiem zaczął konsumować ciasto i mimochodem rzucił pytanie : "A to domowe?". Ojciec z uśmiechem na ustach odpowiada : "Tak, oczywiście. To właśnie córka upiekła."
Kolega zrobił wielkie oczy, łyknął sobie wiśniówki i wykrzyczał na cały autokar:
"To jakaś Kobieta Dinozaur jest! Domowa szarlotka!".
Ja lekko zarumieniona, nie wiedziałam sama, czy uznać ten okrzyk za komplement czy wręcz przeciwnie...
Dinozaur..., pomyślałam...? Wstyd! Nie chcę być uznawana za jakiegoś prehistorycznego, niemodnego stwora!
Już nigdy więcej nie pochwalę się ciastem własnej roboty!
Dzisiaj, z perspektywy czasu, prawie 13 lat od tego incydentu, myślę, że był to po prostu oryginalny komplement.
I właśnie stąd wzięła się u nas zakładka pt. Dinozaur w kuchni
A oto, na zdjęciu, spiżarka wspomnianej Kobiety Dinozaur!
Pozdrawiam,
SWS
0 komentarze:
Prześlij komentarz