Suma Wszystkich Smaków

25 lutego 2011

JAK PRZESTRASZYĆ OŚMIORNICĘ?

...czyli słów parę na temat octopus vulgaris.


Ośmiornica (hiszp. pulpo, port. polvo, fr. pieuvre/poulpe, ang. octopus) to bardzo popularny owoc morza, zarówno w Hiszpanii jak i Portugalii. Na pierwszy rzut oka nie prezentuje się może pięknie, ale jest na prawdę dobra i bardzo delikatna. Znam osoby, które nie przepadają za rybami czy krewetkami, a bardzo lubią pulpo. Wydaje mi się, że mięsko octopus vulgaris jest bardzo "dyskretne" i pewnie przemycone w daniu, nie przyciągnęłoby naszej uwagi, a jeśli nawet, to tylko na jej korzyść.
Przygotowanie ośmiornicy nie jest trudnym zadaniem, ale rządzi się swoimi prawami i żeby mięso było dobre, nie powinno pomijać się poszczególnych etapów, a jest ich kilka.
Surową, świeżą ośmiornicę należy najpierw dokładnie wymyć pod bieżącą wodą, oczyścić i usunąć wszystko co nie jest mięsem (np. oczy). Niektórzy odcinają jeszcze końcówki macek, ja tego nie robię. Kolejnym, bardzo istotnym etapem, jest zmiękczenie mięsa. Jeżeli nie mieliście nigdy do czynienia z tym owocem morza, to zapraszam na tą stronę (klik-tutaj), co prawda  hiszpańskojęzyczna, ale bogata w dokładne fotografie. Z uwagi na  liczne włókna  kolagenowe obecne w ciele głowonoga, źle przygotowane mięso będzie twarde i gumowate. Naszym zadaniem jest osłabienie muskulatury ośmiornicy  poprzez przerwanie tych włókien, a można to zrobić na różne sposoby. Pierwsza, dość brutalna metoda, nakazuje "ubić" ośmiornicę drewnianym tłuczkiem (podobnie jak  schab na kotlety), inna jeszcze bardziej drastyczna i pierwotna, mówi o uderzaniu ośmiornicą o kamień. Ja nie skorzystałam ani z jednej, ani z drugiej. O wiele przyjemniej jest po prostu zamrozić świeżą pulpo  (przynajmniej na 48 godzin), a następnie rozmrozić. Pod wpływem obniżenia temperatury, płyny zawarte w ciele ośmiornicy zamarzną, a włókna rozpadną się raz dwa! Można też kupić surową, mrożoną ośmiornicę i wtedy 1 etap odpada. Ostatnią metodą ułatwiającą rozpad kolagenu jest "przestraszenie ośmiornicy" (hiszp. asustar un pulpo), a polega to na wielokrotnym wkładaniu i wyjmowaniu mięsa do wrzątku (jak na tych zdjęciach). Najłatwiej zrobić to w następujący sposób: w dużym garnku zagotować wodę z dodatkiem 2 listków laurowych i kilku ziarenek pieprzu (bez soli!). Kiedy woda zaczyna wrzeć, całą (wcześniej oczyszczoną) ośmiornicę wkładamy do wrzątku i momentalnie wyciągamy (najlepiej przy pomocy dwóch drewnianych łyżek), wodę ponownie doprowadzamy do wrzenia i raz jeszcze wkładamy i wyjmujemy pulpo. Czynność tę należy powtórzyć 5 razy, pamiętając o tym, że za każdym razem woda musi zawrzeć! Po ostatnim (5-tym) zanurzeniu, ośmiornicę zostawiamy w garnku i gotujemy do miękkości (w zależności od wielkości, około 45 min-1h). Mówi się, że dobrym sposobem na kontrolowanie czasu gotowania jest wsadzenie do tego samego garnka wymytego ziemniaka, na ośmiornicę o wadze 1,5 kg przypada ziemniak średniej wielkości. Kiedy ziemniak jest ugotowany, nasza ośmiornica też powinna być już miękka. Ja jednak zawsze gotuję ją trochę dłużej, ale to wyczuwa się z czasem. Ugotowana ośmiornica ma różowawo-brązowy kolor i jest znacznie mniejsza niż początkowo! 



Wypróbowałam już kilka sposobów i na chwilę obecną, najlepszym rozwiązaniem wydaje się zamrożenie ośmiornicy (lub kupienie surowej, mrożonej), odmrożenie, a następnie "przestraszenie". Połączenie tych 2 metod daje bardzo dobry efekt! Mięsko jest miękkie i delikatne! Raz kupiłam też pulpo cocido (gotowaną ośmiornicę), ale chyba ktoś nie do końca przyłożył się do "straszenia" i najprawdopodobniej nie wszystkie włókna kolagenowe popękały, mięso było lekko twardawe i gumowate. Wniosek jest zatem taki, że najlepiej samemu przestraszyć ośmiornicę!
W następnym poście przepis na hiszpańską przekąskę z ośmiornicą w roli głównej, a mianowicie pulpo a la gallega.


A teraz ponownie zapraszamy na filmik od Ariadny, opublikowany już jakiś czas temu, w którym pojawia się motyw obróbki ośmiornicy (traficie na nią w 1,53 minucie, a potem 2,32 minucie filmiku).  W tle hipnotyzujący utwór pt. Bird (The Knife).

 

22 lutego 2011

NALEŚNIKI SMAŻONE BEZ TŁUSZCZU...


 ...świetnie smakują na słodko, ale dobrze sprawdzają się też jako baza krokietowa.



Ze specjalną dedykacją dla Kingi i Grześka! 

Miałam dzisiaj pisać o kuchni hiszpańskiej, ale rozmowa z bratem skłoniła mnie do zaprezentowania kolejnego przepisu na naleśniki. A te kolorowe pączki kwiatowe stoją u mnie na stole od dwóch dni, a ja obserwuję ich rozkwit. Wyglądały tak niepozornie,  a są coraz piękniejsze, mam nadzieję, że  w Krakowie też niebawem pojawią się pierwsze oznaki wiosny. W Elche nowalijki ujrzały światło dzienne już w połowie stycznia i powiem szczerze, że ich widok dodaje energii i nastraja bardzo optymistycznie, sami spójrzcie! A do tych optymistycznych, kolorowych obrazów dołączam bardzo energetyczną i równie kolorową piosenkę...

 


A wracając do kuchni, naleśnik naleśnikowi nie równy! Mogą być biszkoptowe, podane z budyniem lub owocami, mogą być a la amerykańskie placuszki pancakes, grube i puchate, a mogą być też takie uniwersalne, raczej cieniutkie, smażone beztłuszczowo, zdrowe, wygodne w przygotowaniu i właśnie o nich dzisiaj mowa. 
 Potrzebne składniki:


- 150 g mąki pszennej
- 200 ml mleka
- 100 ml mineralnej wody gazowanej (lub zwykłej wody)
- 2 jajka
- 25 g roztopionego masła (około 2 łyżki)
- łyżeczka oleju lub oliwy
- szczypta soli
*do naleśników na słodko warto dodać 1 łyżkę cukru waniliowego 
*przepis spisałam kiedyś z pisma kobiecego (tytułu nie pamiętam), zmieniłam lekko jego proporcje

Przygotowanie:


Mleko łączymy z wodą i stopniowo dodajemy rozbełtane wcześniej jajka. Mokre składniki mieszamy ze sobą przy pomocy rózgi lub miksera, a następnie powoli przesiewamy mąkę, cały czas miksując/mieszając (do naleśników na słodko teraz dosypujemy cukier waniliowy). Kiedy masa jest już jednolita, odstawiamy ją na jakieś 15 minut, a w między czasie topimy masło. Po upływie kwadransa, przestudzony tłuszcz oraz łyżeczkę oliwy dolewamy do masy i dokładnie mieszamy. Teraz pozostaje już tylko smażyć naleśniki na dobrze rozgrzanej, teflonowej patelni bez dodatku tłuszczu!  Z tak przygotowanego ciasta możemy smażyć bardzo cieniutkie naleśniki, które się świetnie zawijają i idealnie sprawdzają się przy robieniu krokietów. Jeżeli natomiast mamy ochotę na chrupiące naleśniki, to należy je smażyć  równie cieniutko, lekko przypiec i zjadać momentalnie po zdjęciu z patelni.


Smacznego,
SWS

20 lutego 2011

CZEKOLADOWE CUPCAKE Z MASĄ OWOCOWĄ...

...czyli ciąg dalszy American Dream.



O cupcakach dużo już pisałam (tu i tam), a skoro czas na czekoladowy weekend, to postanowiłam upiec ciemne babeczki, a do nich kolorowe kremy owocowe i przybranie! Zapraszam na bardzo optymistyczną, czekoladową niedzielę!

Potrzebne składniki:
(na ok. 12 sztuk)

- 1 szklanka mąki (o pojemności ok.250 ml)
- 1/4 szklanki cukru
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 1 łyżka kakao
- 30 g ciemnej czekolady (60% kakao)
- 1/2 szklanki mleka
- 50 g roztopionego masła
- 1 większe jajko

Masa 1:

- 250 ml śmietanki 30-36%
- 1 listek żelatyny
- czerwony barwnik spożywczy lub 4 mrożone maliny

Masa 2:

- 100 g masła
- 1 żółtko
- 2 łyżki cukru pudru (więcej lub mniej, wg smaku)
- sok z 1/4 cytryny
- żółty barwnik spożywczy lub likier cytrynowy (1 łyżeczka)
*dodatkowo: owoce, czekolada, koraliki cukrowe do dekoracji

Przygotowanie:


Mąkę łączymy z proszkiem do pieczenia, cukrem i kakao. Masło wrzucamy do miski i rozpuszczamy na parze z dodatkiem 30 g czekolady (najłatwiej zrobić to w ten sposób: w garnku zagotować wodę i na garnek położyć miskę, a w niej masło i czekoladę, mieszać do rozpuszczenia). Mleko łączymy z rozbełtanym jajkiem. Do miski z rozpuszczoną masą maślano-czekoladową stopniowo wlewamy mleko z jakiem, a na samym końcu przesiewamy mąkę z proszkiem i kakao. Wszystkie składniki mieszamy przy pomocy rózgi lub miksera (na wolnych obrotach). Piekarnik rozgrzewamy do temperatury 180 stopni, muffinkową blachę wykładamy papilotkami i napełniamy ciastem na 3/4 wysokości bibułek. Pieczemy 20-25 minut, przed wyjęciem z pieca sprawdzamy stan ciasta przy pomocy drewnianego patyczka lub wykałaczki. Studzimy na desce lub kratce, a po wystudzeniu dekorujemy kremem maślanym lub bitą śmietaną (najlepiej przy pomocy rękawa cukierniczego).

Masa 1:


Listek żelatyny moczymy w zimnej wodzie przez około 4 minuty, 50 ml śmietanki podgrzewamy w rondelku i kiedy jest już gorąca, zdejmujemy z ognia, rozpuszczamy w niej namoczone listki żelatyny i dokładnie mieszamy. Tak przygotowaną śmietankę studzimy i łączymy z resztą zimnej śmietanki. Całość miksujemy, a pod koniec dodajemy barwnik lub/i rozgniecione maliny. Na sam koniec dodajemy cukier i jeszcze chwile mieszamy na niższych obrotach.

Masa 2:


Masło miksujemy na puszystą masę, dodajemy żółtko (najlepiej umieścić żółtko na siteczku i włożyć na 2 min. do wrzątku, wtedy nie jest surowe), cukier puder i dalej ucieramy. Na samym końcu dolewamy sok z cytryny, kilka kropelek barwnika lub/i łyżeczkę likieru.

Teraz wystarczy tylko uruchomić naszą wyobraźnię... 


Smacznego,
SWS

16 lutego 2011

KOLUMBIJSKI CHRUST?

...czyli przepis na hojuelas colombianas: świąteczno-karnawałowy przysmak prosto z Kolumbii.



Okazuje się, że nie tylko my mamy coś takiego jak faworki. W Kolumbii podobne słodkości  (hojuelas) smaży się już podczas Świąt Bożego Narodzenia, są to tak zwane dulces de Navidad (czyli bożonarodzeniowe słodkości), a w Hiszpanii (głównie w Galicji) podobny smakołyk również pojawia się w czasie karnawału, a nosi dość zabawną nazwę: orejas de carnaval (czyli karnawałowe uszy, z uwagi na ich kształt). Słowo hojuela natomiast jest  zdrobnieniem  rzeczownika hoja (liść, kartka) i dotyczy zarówno kształtu (ciastko może mieć kształt nieregularnego listka) jak i przygotowania ciasta, które wałkujemy bardzo cieniutko (na grubość kartki papieru, liścia). Kolumbijskie odpowiednik faworków ma najczęściej kształt nieregularnego trójkąta, czworokąta lub kokardki i podobnie jak nasz chrust, smażony jest w głębokim tłuszczu. Jeżeli macie ochotę na jeszcze jeden karnawałowy eksperyment, to serdecznie zapraszam na kolumbijską przygodę!

Potrzebne składniki:
(przepis dostałam od znajomej Kolumbijki)


- 250 g mąki pszennej
- 2 łyżki miękkiego masła
- 1/2 łyżeczki soli
- 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1/3 łyżeczki sody oczyszczonej
- 2 łyżeczki cukru waniliowego
- 1 żółtko
- sok wyciśnięty z 1 pomarańczy z dodatkiem 2 łyżek gorącej wody
- skórka otarta z 1 pomarańczy
- 3 łyżki alkoholu 
(w przepisie oryginalnym często dodaje się anyżówkę, ja użyłam rumu, ale może to być spirytus lub wódka)
- dodatkowo cukier puder do oprószenia
- olej/inny tłuszcz do smażenia

Przygotowanie:


Mąkę przesiewamy z proszkiem i sodą do miski lub na stolnicę, dodajemy 2 łyżki masła i zagniatamy,  kolejno dodajemy żółtko, skórkę pomarańczową, cukier waniliowy, sól i mieszamy wszystkie składniki. Następnie, stopniowo dolewamy sok pomarańczowy i alkohol, cały czas wyrabiając ręcznie ciasto, które na końcu powinno mieć jednolitą strukturę (najlepiej sprawdzić to przecinając ciasto nożem na pół), jeżeli ciasto za bardzo się lepi, należy dosypać mąki, natomiast jeśli wydaje się za suche, dolewamy wody lub soku. Tak wyrobione ciasto odstawiamy pod przykryciem na około 20-30 minut, a następnie wałkujemy najcieniej jak tylko się da. Podobnie jak w przypadku chrustu, wycinamy wybraną formę i smażymy na głębokim tłuszczu z obu stron na złoty kolor. Kładziemy na talerz wyłożony papierowym ręcznikiem, czekamy, aż lekko przestygnie i prószymy pudrem.

Smacznego,
SWS

14 lutego 2011

SERNIK Z TRUSKAWKAMI...

...czyli druga odsłona hiszpańskiego sernika, tym razem z truskawkami, bo w Hiszpanii truskawkowy sezon rozpoczęty.


Walentynki - obchodzić czy nie? Oto jest pytanie!
Marketing i serduszkowy biznes czy miłosna magia? A może jeżeli nie będziemy zbyt poważnie podchodzić do tego amerykańskiego święta, to wszystkim zrobi się lepiej na sercach. Każdy dzień jest dobry, aby powiedzieć  parę miłych słów, być blisko, ale jeżeli ktoś miałby robić to pod naciskiem mediów, to może lepiej odpuścić sobie Walentynki. To od nas zależy jak będziemy spędzać ten dzień, jaką wagę mu nadamy i jak zinterpretujemy. Nie jesteśmy zmuszeni do ścisłego podporządkowania się modzie, ale możemy stworzyć swój własny model Święta Zakochanych, mniej komercyjny, przyjazny nam i naszym najbliższym. Starajmy się po prostu, bez żadnego napięcia, aby 14 lutego był dla nas dobrym dniem! A w kuchni będzie na pewno dobry i smaczny, jeśli skorzystacie z poniższego przepisu, bo ja jestem wyznawcą starej zasady: przez żołądek do serca! Zapraszam na sernik, nie koniecznie walentynkowy, ale od serca i dla wszystkich bliskich serc!


Potrzebne składniki: 
na 1 formę o średnicy ok. 23-24 cm

- gotowe ciasto francuskie 
(użyłam ciasta francuskiego z chłodni, mrożone jest grubsze, i wtedy musiałabym go lekko rozwałkować)
- 4 jajka
- 150 g płynnej śmietanki 30 lub 35%
- 120 g cukru 
(w tym 2 łyżki cukru waniliowego, najlepiej z prawdziwą wanilią)
- 150 g sera ricotta/quark/białego mielonego/gęstego homo
(każdy z wymienionych będzie dobry)
- skórka otarta z 1 cytryny
- 10 truskawek
(mrożone lub świeże) 
- 200 ml wody
- 2 łyżki syropu truskawkowego (jak do herbaty)
- 2 listki żelatyny
- cukier puder 

(do oprószenia boków ciasta)
*możemy też użyć galaretki truskawkowej z proszku, ale ja wolę mniej słodką, z wody, soku i żelatyny 

Przygotowanie:


Ciasto francuskie rozwijamy i wykładamy do wyższej formy na tartę (możemy też użyć tortownicy o niższej obręczy lub naczynie żaroodporne) wyłożonej papierem pergaminowym, tak aby rogi ciasta zwisały na zewnątrz, dokładnie tak, jak w przypadku sernika z malinami (klik-tutaj) (ciasto można lekko przyciąć, jeżeli jest za duże).
Piekarnik podgrzewamy do ok. 200 stopni i delikatnie podpiekamy francuską bazę (ciasto nie powinno się zarumienić! około 7 minut, jeżeli spód ciasta wypełni się powietrzem, należy je nakłuć wykałaczką). W tym czasie zaczynamy przygotowywać masę serową: do miski wbijamy całe jaja, przy pomocy rózgi lub miksera mieszamy je z cukrem, następnie dodajemy serek, skórkę cytrynową i dokładnie miksujemy. Kiedy masa jest już jednolita, dolewamy odmierzoną śmietankę  i całość jeszcze raz dokładnie mieszamy. Tak przygotowana masa serowa jest dość płynna, więc najlepiej  rozlewać ją przy pomocy chochelki. 
Kiedy ciasto jest już lekko podpieczone, odstawiamy go na 5 minut do przestygnięcia , a temperaturę w piecu zmniejszamy do 160 stopni.  Zaraz potem wylewamy na jego powierzchnię masę serową (nie przekraczając wysokości boków ciasta) i tak przygotowany sernik ponownie wstawiamy do pieca i pieczemy do momentu wyrośnięcia i stężenia sera (przed wyjęciem z pieca sprawdzamy patyczkiem).
Kiedy ciasto siedzi w piecu, przygotowujemy galaretkę i truskawki.  2 listki żelatyny moczymy w zimnej wodzie przez ok. 5 minut. Po upływie tego czasu, odmierzoną wodę doprowadzamy do wrzenia,zdejmujemy z ognia, dolewamy syrop oraz namoczone listki żelatyny, dokładnie rozpuszczamy i odstawiamy do wystudzenia. Jeżeli wolimy mocno stężałą galaretkę, należy dodać więcej żelatyny (zgodnie z proporcjami umieszczonymi na opakowaniu). Kiedy sernik jest już gotowy, najlepiej nie wyciągać go od razu z piekarnika, żeby nadmiernie nie opadł (możemy uchylić drzwiczki i wyłączyć piec). Tarta de queso ma prawo delikatnie opaść, ale niczemu to nie przeszkadza, delikatne zagłębienie wypełnimy galaretką. Kiedy sernik jest już chłodny, wykładamy na niego pokrojone truskawki i zalewamy lekko stężałą galaretką (ja galaretki nie daje za dużo, nie zakrywa owoców) i odstawiamy jeszcze na ok. 20 minut do lodówki.
*A, i jeszcze mała uwaga: jeżeli zaobserwujemy, że wywinięte końce ciasta zaczynają się za bardzo przypiekać, użyjmy funkcji grzania od dołu (wtedy masa serowa upiecze się, a boki nie przypalą).
*Jeżeli używamy mrożonych truskawek, można je lekko rozmrozić w gorącej wodzie, a potem z powstałego soku z dodatkiem cukru i żelatyny przygotować galaretkę, podobnie jak z malinami.

Smacznego,
SWS

10 lutego 2011

HISZPAŃSKIE MAGDALENKI...

...czyli magdalenas de cacao y naranja: bardzo puszyste i niezwykle aromatyczne.


Hiszpańskie magdalenki nie przypominają francuskich ciastek o charakterystycznym muszelkowatym kształcie, ale jeżeli chodzi o podstawowe składniki, to są im bliskie (jajka, masło, cukier,  cytrusowa skórka). Iberyjskich magdalenki wyglądają w zasadzie jak muffinki, ale  nimi nie są. Tak jak w przypadku dyskusji na temat cupcaków i muffinów, i tu pojawia się temat dotyczący różnic między muffinkami i magdalenkami. A Pierwsza różnica dotyczy samego procesu przygotowania: przy wyrobie magdalenek kładzie się duży nacisk na odpowiednie napowietrzenie ciasta, co w przypadku muffinów nie jest ważne. Inną cechą charakterystyczną , o której mówią hiszpańscy cukiernicy, jest skład: do wyrobu muffinów możemy używać oleju, śmietany, a nawet jogurtu, a w przypadku magdalenek tłuszczem będzie zawsze masło! I jeszcze jedna sprawa: muffiny mogą być zarówno na słodko jak i na słono, a magdalenki to zawsze słodkie, puszyste ciastka w papilotkach. Tyle z teorii, teraz przejdźmy do konkretów...

Potrzebne składniki:
 

- 100 g masła
- 100 g cukru
- 1 łyżka cukru z prawdziwą wanilią
- 2 jajka
- 50 g kakao
- 130 g mąki tortowej
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- skórka otarta z 1 pomarańczy
- sok z 1/2 pomarańczy
- 1/3 szklanki grubych wiórek z ciemnej czekolady
(ja kupiłam już gotowe wiórki, do zdobienia deserów)

Masło delikatnie roztapiamy na parze (najlepiej zrobić to w ten sposób: do miski wrzucamy masło pokrojone w kostkę i kładziemy na garnku napełnionym wrzącą wodą, mieszamy rózgą do momentu, aż masło zrobi się bardzo miękkie i masne, ale nie płynne). Do tłuszczu dosypujemy odmierzony cukier, cukier waniliowy i energicznie mieszamy całość przy pomocy rózgi lub miksera. Następnie , cały czas mieszając, dodajemy jaja, kakao, skórkę pomarańczową. Kiedy składniki są już dobrze wymieszane, dolewamy połowę wyciśniętego soku i cały czas mieszając przesiewamy mąkę połączoną z proszkiem do pieczenia (przesiana mąka sprawi, że ciasto będzie bardziej puszyste). Pod koniec dodajemy resztę soku oraz wiórki czekolady i mieszamy jeszcze dobrą chwilę, do momentu uzyskania aksamitnej, puszystej masy, w której pojawiają się bąbelki powietrza (ciasto ma być gęste, ale dobrze napowietrzone!). Tak przygotowanym ciastem wypełniamy muffinkową blachę wyłożoną papilotkami (jeżeli chcemy, aby babeczki były wysokie, należy wypełniać papilotki po same brzegi). Pieczemy w piekarniku nagrzanym do ok 160-170 stopni przez około 20 minut. Gotowe!
*Tak przygotowane magdalenki podajemy bez żadnych dodatków czy ozdóbek, do herbatki czy kawki (zaraz po  przestygnięciu smakują najlepiej), ale możemy oblać je również czekoladą (wtedy jednak zbliżymy się do idei cupcaków).


Smacznego,
SWS

8 lutego 2011

BANYULS I CZEKOLADA...

 ...czyli wakacyjne wspomnienia 2008 i przepis na suflet czekoladowy.







Mamy sierpniowy, gorący wieczór. Wyjeżdżamy z Krakowa pełni nadziei, gotowi do realizacji ambitnego, wakacyjnego planu, a celem jest dotarcie na kraniec Europy i z powrotem! Mamy przed sobą 16 dni, niemal 8000 tysięcy kilometrów i kiedy patrzymy na mapę, to odległość Kraków-Lizbona  przeraża nas...
Pojawiają się liczne pytania: czy nasza czwórka wytrzymamy ze sobą przez 2 tygodnie, czy silnik "meganki" nie nawali, czy klimatyzacja wydoli i czy my nie odpuścimy? Do tego dochodzą wątpliwości i przestrogi serwowane przez otoczenie: początek sierpnia to zmiana turnusów i Autostrada Słońca na pewno będzie zakorkowana, gaz LPG w Niemczech tankuje się przy pomocy specjalnych przełączek i czasem jest z tym duży problem, upały nie dadzą Wam żyć...
Jednak kiedy po 19 godzinach trasy (bez najmniejszego korka) docieramy do francuskiego miasteczka Saint-Restitut, a nasz znajomy Bercik wita nas jak rodzinę, wiemy, że dalej może być już tylko dobrze. Po wspaniałej kolacji en plein air, budzimy się świtkiem koło południa wśród winnic, kamiennych zabudowań i własnym oczom nie wierzymy, że po przebyciu 1800 km znaleźliśmy się w bajecznej krainie! Uchylam drewnianą okiennicę, delikatne promienie słońca wkradają się do sypialni, a na buzi czuję delikatny podmuch wiatru. W ogródku piękne kwiaty i dwie malutkie kózki. To jedno z najpiękniejszych, wakacyjnych wspomnień,  działających na wiele zmysłów, niby banalne, mało dynamiczne, ale może właśnie dlatego ciągle żywe...

Sielanka w Saint -Restitut



Saint-Restitut - to właśnie w tym małym miasteczku na południu Francji odkryłam niepowtarzalny smak wina banyuls...
Jeżeli jeszcze nie słyszeliście o tym trunku, to zapewniam, że warto spróbować! Banyuls to naturalne wino słodkie (vin doux naturel, w skrócie V.D.N.), oczywiście o kontrolowanej nazwie pochodzenia (vin d'appellation d'origine contrôlée), które wytwarzane jest z winogron uprawianych jedynie w 4 communes: Banyuls-sur-Mer, Collioure, Port-Vendres, Cerbère. Jak to ładnie ktoś określił: "Pomiędzy niebem a morzem, gdzie Pireneje spotykają się z Morzem Śródziemnym, znajdują się winnice Banyuls i Collioure, bez wątpienia jedne z najpiękniejszych na świecie." A smak tego słodkiego, gęstego wina jest dość złożony i niespotykany. Dzięki pomocy naszego wspaniałego sommeliera (Bercika), do degustacji podeszliśmy niezwykle poważnie, co dało zaskakująco dobre efekty! Odkryliśmy intensywność bukietu i smaku, odnaleźliśmy subtelne nuty kakao, karmelu, suszonych owoców,  a lekkie nakierowanie eksperta pozwoliło wyczuć nawet ślad prowansalskich ziół.  Po części teoretycznej, delektowaliśmy się już pełnią smaku banyulsa w połączeniu z  ciemną czekoladą, bo  banyuls to jedno z nielicznych (jeżeli nie jedyne) wino, które świetnie łączy się z czekoladą. Niezapomniane wrażenia!

Suflet czekoladowy z dodatkiem rumu i wanilii
 (porcja na 3 kokilki o średnicy ok. 8cm)


- 75g gorzkiej czekolady (60-70 % kakao)
- 40 ml śmietanki kremówki (30-36%)
- 1 żółtko
- 3 białka
- 35 g cukru brązowego
- nasionka z 1/2 laski wanilii
- 10 g kakao w proszku
- 1 szczypta soli
- 1 łyżeczka ciemnego rumu
- cukier do oprószenia miseczek

Przygotowanie:

Kokilki do zapiekania smarujemy masłem i wysypujemy cukrem kryształem. Czekoladę rozpuszczamy na parze i cały czas mieszając, dolewamy śmietankę, a następnie dosypujemy cukier. Następnie odstawiamy czekoladę z pary i dodajemy żółtko oraz rum i znowu dokładnie mieszamy wszystkie składniki. Kolejnym etapem jest przesianie kakao i wymieszanie wszystkich składników na gładką masę. Teraz już tylko ubijamy białka ze szczyptą soli na sztywną pianę i połowę od razu dodajemy do masy czekoladowej i mieszamy. Drugą połowę wykładamy na samym końcu i bardzo delikatnie łączymy wszystkie składniki. Tak przygotowanym kremem napełniamy kokilki (po same brzegi) i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na 20 minut. Podajemy jeszcze ciepłe, oczywiście z kieliszkiem wina banyuls.

Smacznego,
SWS

5 lutego 2011

CZY HISZPANIA PACHNIE CZOSNKIEM?

...Czyli pierwsze wrażenia i przepis na hiszpańskie alioli.


Takie pytanie zadała mi kiedyś rodowita Hiszpanka, przez moment zastanowiłam się, ale Jej sugestia była tak duża, że już po kilkunastu sekundach wiedziałam, że moja odpowiedź będzie twierdząca. Próbując zebrać myśli i wspomnienia olfaktywne, zobaczyłam wyludniającą się plażę (tak koło godziny 14), usłyszałam dźwięk rozkładanych talerzy i sztućców i oczywiście poczułam zapach smażonej ryby, ale wokół tych morskich aromatów, unosiła się jeszcze woń ostrego, niezwykle aromatycznego, hiszpańskiego (a nie jakiegoś chińskiego) świeżego i lekko podpieczonego czosnku (ajo).
Dzisiaj Hiszpanię znam trochę lepiej, ale za każdym razem, kiedy idę przez miasto koło godziny 14 i  słyszę dźwięk zasuwanych rolet (sklepy zamykane są na czas sjesty), to już wiem, że za chwilę dotrze do mnie mocno czosnkowy zapach, wiem też, że to wrażenie olfaktywne będzie tak silne i zniewalające, że zaraz poczuję się głodna i bardzo szybko wrócę do swojej kuchni, no i oczywiście w większości przypadków użyję czosnku!
Zastanawiam się, jakie Wy macie wspomnienia z pobytu na Półwyspie, może każdy region ma swój własny zapach?
A teraz przepis na bardzo czosnkowy sos alioli  (z języka katalońskiego all-i-oli, 'ajo y aceite' czyli czosnek i oliwa), ajolio  (Aragón), ajoaceite (Murcia).

Potrzebne składniki:
- 100 ml oliwy z oliwek extra virgen
- 1/2 łyżeczki soku z cytryny
- 1 ząbek czosnku
- szczypta soli

*do ucierania będzie potrzebny moździerz lub gliniak i drewniana pałeczka

Przygotowanie:


Czosnek kroimy na plasterki i ucieramy w moździerzu razem z solą na gładką masę. Następnie dodajemy pół łyżeczki soku z cytryny i dokładnie mieszamy. Teraz pozostaje tylko cierpliwie ucierać czosnek, powolutku wlewając oliwę (jedną ręką ucieramy, drugą dolewamy, jednostajnie i wytrwale). Oliwę najlepiej umieścić w dzbanuszku z dzióbkiem, aby łatwo było ją dolewać bardzo cienką stróżką czy nawet kropla po kropli. Starajmy się robić to stopniowo, aby dolana oliwa momentalnie zamieniała się w gęstą masę (a nie zalegała w moździerzu!).
*Jeżeli po przygotowaniu takiej wersji sosu stwierdzicie, że bardziej odpowiadałoby Wam coś lżejszego, to wystarczy połączyć oliwne alioli z jogurtem naturalnym i gotowe!
Alioli jest świetnym dodatkiem do pieczonych ziemniaczków, chrupiącego pieczywa,  kalmarów smażonych w panierce, krewetek, ryb z grilla, czasami podaje się go nawet do paelli (ja akurat tego połączenia nie toleruje, choć sosik bardzo lubię). Alioli serwuje się jako zimny sos, ale czasem używa się go również do zapiekanych dań (np. dorsz zapiekany w alioli którego można degustować w Barcelonie).
Sos alioli można też przygotować z dodatkiem jajka, jest  wtedy bardziej majonezowy, ale o tym innym razem.
*Przepis pochodzi z książki pt. "Recetas made in Spain" (Jose Andres).


Smacznego,
SWS

Tym przepisem Suma Wszystkich Smaków dołącza do akcji pod hasłem "My się czosnku nie boimy!"

3 lutego 2011

CHORIZO A LA SIDRA...

...czyli połączenie mocno paprykowego chorizo z mocno jabłkowym trunkiem prosto z Asturii.



Witam serdecznie!
Dzisiaj wrócimy do tematu tapas barów, który poruszałam już kilka razy (tu i tam i siam), a to za sprawą przekąski pochodzącej z Asturii, która bardzo szybko rozprzestrzeniła się po całej Hiszpanii i  obecnie  można na nią trafić w wielu barach, niezależnie od regionu. A teraz kilka słów o krainie, z której wywodzi się jabłkowy trunek i pyszne tapas...
Asturia (region historyczno-geograficzny) położona jest w północnej Hiszpanii nad Zatoką Biskajską, a większość jej powierzchni zajmują góry. To tutaj znajduje się największy park narodowy w Hiszpanii Picos de Europa o powierzchni 650 km² (jeżeli ktoś miałby ochotę na chwilowe odprężenie na łonie natury, to zapraszam tutaj klik-klik).  Językiem urzędowym w regionie jest język hiszpański (castellano), co nie zmienia faktu, że dla 17,7% mieszkańców językiem ojczystym jest język asturyjski (el asturiano). Liczba użytkowników asturiano znacznie zmalała w ciągu ostatnich 100 lat, ale już w 1981 roku została stworzona  la Academia de la Llingua Asturiana, która ma na celu nauczanie, promocję i ochronę języka i jak twierdzą specjaliści, asturyjski ma dużą szansę na przetrwanie.
I wreszcie Asturia jako kraina jabłoni, które w połowie kwietnia obsypią się kwieciem  i podkreślą urok soczyście zielonego regionu, tak odmiennego od stereotypowych wyobrażeń  na temat Hiszpanii. Z wielu odmian jabłek powstanie Sidra Natural de Asturias, opatrzona znakiem jakości i pochodzenia D.O.P (Denominación de Origen Protegida czyli hiszpański odpowiednik AOC Appellation d'Origine Contrôlée). Degustując trunek na miejscu, mamy szansę trafić na napój zawierający jeszcze cząstki owoców, dość mętny i może nie prezentujący się rewelacyjnie, ale pyszny. Sidra natural jest wytrawnym napojem alkoholowym sprzedawanym w szklanych, zielonych butelkach. W Asturii nie trzeba go nawet szukać (czai się niemal za każdym rogiem), natomiast w innych regionach nie jest już tak łatwo o cydr naturalny, o wiele częściej trafimy na półsłodki napój o nazwie Sidra de Asturias,  sprzedawany w ładnych butelkach a la szampan, jednak ten rodzaj zupełnie nie nadaje się do dania, o którym dzisiaj opowiem. Wróćmy jeszcze do tradycyjnego trunku, sidra natural jest napojem, którego serwowanie nie należy do błahostek i potrzeba wielu godzin treningu, aby z dużej wysokości trafić do szklanki! Bo właśnie tak, w tradycyjny sposób, nalewa się cydr, który powinien z dużą siłą uderzyć o szkliwo, nabrać mocy , lekko się spienić i oddać wszystkie swoje aromaty. Osoba odpowiedzialna za serwowanie jabłkowego alkoholu to escanciador (od hiszpańskiego czasownika escanciar - servir el vino: podawać/nalewać wino, napoje), jeżeli natomiast zabrakłoby zdolnych rąk, można zastąpić je urządzeniem automatycznym (escanciador eléctrico/automático), nie będzie to aż tak spektakularne, ale leniwych miłośników cydru z pewnością usatysfakcjonuje. 

 escanciador eléctrico


O urokach Asturii dużo i pięknie pisała  Agnieszka z Kuchni nad Atlantykiem, więc odsyłam też na Jej stronę.
Ja przejdę już do konkretów, a mianowicie chorizo a la sidra. To bardzo proste danie/tapas, w którym liczy się przede wszystkim jakość produktów, a 2 podstawowymi składnikami są kiełbaska chorizo i cydr naturalny. W Asturii do przygotowania tej przekąski używa się często lekko wędzonej , miękkiej kiełbaski chorizo, w Comunidad Valenciana natomiast będzie to najczęściej chorizo fresco (czyli zupełnie surowa, miękka kiełbasa chorizo o charakterystycznym, pomarańczowym kolorze). Należy pamiętać, że mocna uwędzona i sucha kiełbasa zupełnie nie nadaje się do przygotowania tego dania!

Potrzebne składniki:


- sidra natural de Asturias 
(ilość cydru odpowiedni do ilości chorizo: płyn powinien zakryć kiełbaskę)
- świeża kiełbasa chorizo (chorizo asturiano)
- listek laurowy
- świeże pieczywo

Przygotowanie:

Chorizo a la sidra można przygotować na 2 sposoby. Pierwsza zasada mówi, że kiełbaski należy ponakłuwać wykałaczką/widelcem w wielu miejscach, a następnie wrzucić do rondelka, zalać cydrem  (płyn powinien zakryć kiełbaskę) i gotować z listkiem laurowym do miękkości, a po ugotowaniu pokroić na plasterki i ponownie wrzucić do wywaru. Według drugiej metody, surowe kiełbaski kroi się w plasterki i dopiero wtedy zalewa jabłkowym trunkiem i gotuje (również z dodatkiem listka laurowego). Ja wypróbowałam oba sposoby i wydaje mi się, że drugi jest praktyczniejszy (ciepłą kiełbaskę trudniej jest pokroić, więc należy ją lekko przestudzić, a to zabiera  czas), a kiełbaska pokrojona w plasterki szybciej staje się miękka w trakcie gotowania. Tak przygotowane danie serwowane jest w glinianych miseczkach lub na malutkich patelenkach, a do tego chrupiące pieczywo, które możemy moczyć w aromatycznym, pomarańczowym rosołku. Jeżeli tylko macie dostęp do dwóch podstawowych składników (myślę, że w Almie lub Makro można szukać tego typu produktów), to polecam tą niezwykle aromatyczną, asturyjską przekąskę. Już w trakcie gotowania cała kuchnia wypełnia się zapachem soczystych owoców i papryki dojrzewającej w południowym słońcu, a mieszanka tych smaków daje cudowny efekt. Myślę, że to dobry pomysł na zimowe dni.


Smacznego,
SWS

1 lutego 2011

HISZPAŃSKI SERNIK Z MALINAMI...

...czyli tarta de queso con frambuesas i kilka słów na temat  Menú del día.



Witam serdecznie.
Ostatnio dużo mówiłam o amerykańskich kapkejkach (tu i tam) i pomyślałam, że najwyższy czas zaprezentować kolejny hiszpański deser (tutaj przepis na figi w moscatelu) . Oczywiście podobne wypieki znajdziemy w różnych krajach, ale akurat w Hiszpanii tarta de queso to jeden ze słodkich klasyków. Ale zanim przejdziemy do deseru, parę słów na temat hiszpańskiej tradycji obiadowej.
Bary i restauracje średniej klasy często proponują swoim klientom Menú del día (danie dnia, zestaw obiadowy), podawane w porze obiadowej (najczęściej w godzinach od 14-16 ). Koszt takiego zestawu waha się od 9 do 28 euro, w zależności od restauracji/baru, lokalizacji, ilości dań i jakości posiłku. Najczęściej zamawiając menu del dia, dostaniemy kufel piwa/colę, przystawkę, danie główne, deser (czasem kawę), a tarta de queso będzie właśnie jednym z możliwych wyborów (obok flanu, lodów, owoców, budyniu hiszp. natillas).  Hiszpanie w trakcie przerwy/sjesty bardzo licznie odwiedzają lokale proponujące takie zastawy za przystępną cenę czyli w granicach od 10-15 euro. Jeżeli wybierzecie się kiedyś na Półwysep Iberyjski, to pamiętajcie, że pora obiadowa jest ściśle określona i po godzinie 16.30 żaden szanujący się bar nie wyda Wam obiadu, a większość restauracji będzie zamknięta aż do wieczora! Wróćmy teraz do ostatniego punktu Menú del día, czyli pysznego, aksamitnego i soczystego sernika, a przepis pochodzi z hiszpańskiej telewizji śniadaniowej:

Potrzebne składniki:
(na 1 formę o średnicy ok. 23-24 cm lub ok. 8 kokilek o średnicy 8 cm)


- gotowe ciasto francuskie lub  pâte brisée/masa quebrada
(użyłam ciasta francuskiego z chłodni, mrożone jest grubsze, i wtedy musiałabym go lekko rozwałkować)
- 4 jajka
- 150 g płynnej śmietanki 30 lub 35%
- 120-140 g cukru 
(w zależności od gustu, w tym 2 łyżki cukru waniliowego, najlepiej z prawdziwą wanilią)
- 150 g sera ricotta 
(możemy użyć hiszpańskiego requeson lub serek typu quark)
- skórka otarta z 1 cytryny
- 3/4 szklanki malin
(mrożone lub świeże) 
- 250 ml wody
- 2 listki żelatyny
- cukier puder 
(do oprószenia boków ciasta)

Przygotowanie:


Ciasto francuskie rozwijamy i wykładamy do wyższej formy na tartę (możemy też użyć tortownicy o niższej obręczy) wyłożonej papierem pergaminowym, tak aby rogi ciasta zwisały na zewnątrz (ciasto można lekko przyciąć, jeżeli jest za duże), w ten oto sposób:


*Uwaga! Przygotowując mini-serniczki, ciasto dzielimy na 8 kwadratów i wykładamy w kokilkach (również na pergaminie).
Piekarnik podgrzewamy do ok. 200 stopni i delikatnie podpiekamy francuską bazę (ciasto nie powinno się zarumienić! około 7 minut). W tym czasie zaczynamy przygotowywać masę serową: do miski wbijamy całe jaja, przy pomocy rózgi lub miksera mieszamy je z cukrem, następnie dodajemy serek, skórkę cytrynową i dokładnie miksujemy. Kiedy masa jest już jednolita, dolewamy odmierzoną śmietankę  i całość jeszcze raz dokładnie mieszamy. Tak przygotowana masa serowa jest dość płynna, więc najlepiej  rozlewać ją przy pomocy chochelki. 
Kiedy ciasto jest już lekko podpieczone, odstawiamy go na 5 minut do przestygnięcia , a temperaturę w piecu zmniejszamy do 160 stopni.  Zaraz potem wylewamy na jego powierzchnię masę serową (nie przekraczając wysokości boków ciasta). Tak przygotowany sernik ponownie wstawiamy do pieca i pieczemy do momentu wyrośnięcia i stężenia sera (przed wyjęciem z pieca sprawdzamy patyczkiem).
Kiedy ciasto siedzi w piecu, przygotowujemy galaretkę, a w zasadzie będą to maliny w lekkiej galaretce. Mrożone maliny zalewamy gorącą wodą i odstawiamy na 5 minut, 2 listki żelatyny moczymy w zimnej wodzie również przez 5 minut. Po upływie tego czasu, maliny stawiamy na gaz i kiedy płyn jest już gorący, dodajemy do niego listki żelatyny oraz cukier (do smaku) i dokładnie rozpuszczamy. Jeżeli wolimy mocno stężałą galaretkę, należy dodać więcej żelatyny (ja jednak do tego sernika wolę maliny zatopione w delikatnie związanej galaretce). Kiedy sernik jest już gotowy, najlepiej nie wyciągać go od razu z piekarnika, żeby nadmiernie nie opadł (możemy uchylić drzwiczki i wyłączyć piec). Tarta de queso ma prawo delikatnie opaść, ale niczemu to nie przeszkadza, delikatne zagłębienie wypełnimy galaretką. Kiedy sernik jest już chłodny, wykładamy na niego lekko stężałe maliny w galaretce i odstawiamy jeszcze na ok. 20 minut do lodówki.
*A, i jeszcze mała uwaga: jeżeli zaobserwujemy, że wywinięte końce ciasta zaczynają się za bardzo przypiekać, użyjmy funkcji grzania od dołu (wtedy masa serowa upiecze się, a boki nie przypalą).


 Smacznego,
SWS
 

Kto jest z nami...